Świat Kevina cz.III
ko, podrywać małolaty na świeżo wymyślane teksty- trzeba było żyć i kolaborować z tą rzeczywistością. Kevin marniał w oczach, bladł i chudł- analogicznie do coraz mniejszych pokładów sensu życia, które były eksploatowane z niego niczym pokłady węgla w czasach zamierzchłego PRL-u. W końcu jednak nadszedł ten dzień- sensu życia zabrakło, klapa, koniec spektaklu, bo zabrakło antraktów w tej niewysmażonej sztuce nad wyraz indywidualnego życia. Kevin wziął z tego powodu trzytygodniowy urlop i postanowił ten czas wykorzystać na wyjaśnienie samemu sobie kilku rzeczy i postawienie sobie celów na przyszłość. Pytania, które dręczą nas w jakimś etapie naszego życia a potem odchodzą w zapomnienie bez odpowiedzi, lubią tak właśnie powrócić jak namolny domokrążca z wielką prośbą o ich wykupienie i konsumpcje z czarnej teczki tajemnicy. Aksjomat, że życie ma jednak niepodważalny sens wisiał dla Kevina już tylko na poluzowanym gwoździu zwanym słowem honoru- słowo honoru uległo jednak przewartościowaniu, to było już coś odległego i bardzo staroświeckiego- jak pojedynki rycerzy o rękawiczkę białogłowy czy zakaz seksu przed ślubem, i na czymś tak skorodowanym i wyjałowionym wisiał jego wyczerpany sens życia. Kevin poczuł potrzebę odnalezienia swoich korzeni- skąd pochodził, jakie jest jego przeznaczenie, kim był jego owiany nimbem wiecznej tajemnicy ojciec- egzystencjalizm powodował u niego korozję na małe radości- specjalna premia od szefa czy pucharek kawioru nie były już tym co dawniej. Kevin nie posiadał prawa jazdy, bo też nie potrzebował go w sposób niezbędny- poruszał się po mieście znakomicie zorganizowaną i punktualną komunikacją miejską (stało się tak od czasu, gdy miejskie linie autobusowo-tramwajowe przejęła niemiecka firma Brunner & Kloss), natomiast w przypadku dłuższych podróży korzystał z sieci kolejowej zarządzanej przez Francuzów, którzy to oddłużyli a następnie gruntownie zreorganizowali PKP, zwaną teraz 'francuskim łącznikiem'. W przypadku nocnych powrotów z 'Błękitnej Ostrygi' Kevin korzystał z taksówek, które pozostały w rękach polskich i które jak dawniej organizowały się mafie dworcowe i tzw 'podknajpiane' dla nadzianych yuppies, których było stać nawet na kilkakrotne przebicie w cenie. Kevin postanowił rozpocząć swój 'urlop poszukiwań zagubionego sensu' od podróży do rodziny na wieś- sama podróż odbyła się w niezwykle komfortowych i przyjemnych warunkach- w końcu było go stać na 'klasę extra', gdzie sam konduktor podawał Dom Perignon czy Jim Beam'a a po posiłku podawano kubańskie cygara, zwijane na udach młodych Kubanek. Wieś odprężała Kevina i dodawała mu nowych sił, tym razem jednak nawet 'spokojna polska wieś' nie była w stanie wykarmić narastającego głodu egzystencjalnego- wycieczka na prowincję szybko skończyła się 'niekończącą się imprezą przy butelce', gdyż polska wieś nadal była silnym ośrodkiem 'spożywania alkoholi czystych w dużych ilościach'. Kevin zaznał w tym okresie nowych doświadczeń w swoim życiu- tańczył na stole, wymiotował przez płot, biegał z kosą po lesie, dosiadał prosięta w chlewie, pił świeże jaja prosto od kur (oficjalnie dla poprawy głosu- nieoficjalnie na kaca). Po tygodniu Kevin rozumiał już doskonale, że dalszy pobyt na wsi doprowadzić go może tylko do marskości wątroby, ale nie do poznania sensu życia- myśl ta zakwitła w jego przeciążonej głowie wieczorem, pomimo tego, że była podlewana 'wodą ognistą' a nie odstaną kranówką. Kevin otrzeźwiał nieco, gdy jego kuzyn od strony matki- Julian zwany pieszczotliwie 'Grubaskiem' pojechał na rowerze z dopalaczem po wódkę i zapitkę do pobliskiego sklepu- wiedział, że 'wyjazd oficjalny' zajmie mu co najmniej parę dni (ludzie na wsi bywają niezwykle gościnni) i dlatego napisał na karteluszku kilka słów, dziękując za gościnę i wszystkie miłe rzeczy jakie go tu spotkały i, że dostał nagle ważną wiadomość i musi wracać do domu. Jak uradził, tak też uczynił i nie powstrzymywany przez nikogo- była to pora prac w polu- wymknął się z powrotem do miasta. Kilka d