Superzajebisty kontra banda przechujów
słyszał, jak tytułują go super bohaterem, zbawieniem ludzkości… Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Czując ostrze noża ślizgające się po gardle, pomyślał o wilgotnej cipce, w którą jeszcze nie miał okazji wsadzić wacusia, i mieć już nie będzie. Z otwartej rany buchnęła krew, zalewając klatkę piersiową Oresta falą ciepła. Nieszczęśnik spróbował zrobić wdech, ale tylko zachłysnął się szkarłatną cieczą. Ostatnim co widział, był obcas podkutego buta i własny mózg wyciekający z potwornej rany w czole. Potem zapadła ciemność.
EPILOG
Ciemność. Wszechobecna ciemność i majaczące w oddali światło. Poczucie dziwnej lekkości i błogi spokój. Tyle widział i czuł Orest. Nagle jaśniejący punk zaczął rosnąć w zastraszającym tempie i już po chwili chłopak wniknął w niego, niczym w chmurę. Przez chwilę nie widział nic. Potem zobaczył, że stoi na rozciągającej się po horyzont, zielonej łące usianej pstrokatymi, dziwnymi kwiatami o nieziemskich kształtach. Spojrzał wokół, nie bardzo wiedząc co się dzieje i gdzie jest. Nagle, tuż przed nim, rozbłysło oślepiające światło i pojawiła się lewitująca w powietrzu, złota kula.
- Witaj Oreście Pacho – usłyszał znajomy głos.
W momencie wróciły wszystkie wspomnienia. Wściekły młodzieniec chciał rzucić się na przybyłą istotę, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Ciało? Nagle zorientował się, że nie ma ciała. Nie widział swoich rąk, ani nóg. Nawet nie oddychał. Istniał w jakiś niepojęty, mistyczny sposób.
- Czemu mi to zrobiłaś? – zapytał, a słowa były raczej myślokształtami, nie słyszał ich, ale czuł.
- Dla jaj Oreście, dla jaj. Ale na pocieszenie wiedz, że dostarczyłeś mi pierwszorzędnej rozrywki. Spisałeś się superzajebiście! – odpowiedziała radośnie pierwotna energia i zniknęła, a Orest stopił się ze świadomością wszechświata i zanurzył we wszechogarniającej wszechwiedzy.
Zrozumiał sens istnienia.