*Z PAMIĘTNIKA POKRZYWDZONEJ PRZEZ LOS FAJTŁAPY* Łóżko radości
Rok 2010, czerwiec
Od 9 roku życia mieszkałam w pokoju z rodzicami, a od 13 urodzin z samą mamą. Wcześniej oczywiście miałam swój pokój, dlatego bardzo tęskniłam za tą chwilą spokoju we własnym królestwie. W końcu nadszedł ten dzień, kiedy dziadkowie powiedzieli, że się wyprowadzają i będę miała swój własny pokój. Trzeba też wspomnieć, ze dziadkowie obiecali zostawić mi swoje łóżko, które było prawie nowe.
Dziadkowie jednak szybko się nie wyprowadzili. Robili remont nowego mieszkania, a że było ono blisko nadal. spali u nas, w moim nowym pokoju. Mimo wszystko cieszyłam się już z własnego kąta, jaki dostanę i zaprosiłam dwójkę przyjaciół, żeby się pochwalić, że będę miała własny pokój.
Jula i Teoś jak zwykle byli punktualni. Obydwoje w krótkich spodenkach i luźnych koszulkach cieszyli się ciepłem wczesnego czerwca. Mama była w pracy, więc mieliśmy dla siebie cały duży pokój. Byłam jednak chora, więc leżałam pod kocem na rozłożonym łóżku. Przyjaciele oczywiście zaraz usiedli obok mnie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęliśmy się łaskotać i rzucać po starym rozkładanym fotelu, na którym sypiałam. Stary fotel jęczał przeraźliwie, jakby prosząc o odrobinę łaski i zmianę obciążenia znajdującego się na nim. Myślałam już nawet o tym, żeby wstać, kiedy uciszył nas odgłos łamiącej się deski. Wyskoczyliśmy szybko z łóżka i ściągnęliśmy z niego koc.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, ale kiedy dotknęłam mojego miejsca spania ręka zapadła mi się w gąbkę bez żadnego podparcia.
- O cholera… - właściwie żadne inne słowa nie pasowały mi do tej sytuacji.
Przyjaciele szybko poszli do siebie, wygonieni, żeby mama się nie dowiedziała, że “pomogli” mi połamać deski w łóżku. Ja, chora, położyłam się w pokoju dziadków, okryłam kocem i zasnęłam dość szybko zmęczona i dniem i chorobą.
Obudziłam się wieczorem, długo po tym jak mama i dziadkowie wrócili do domu. Wyspana poszłam do pokoju powiedzieć mamie, że połamało mi się łóżko i nie mam na czym spać, ale kiedy weszłam do dużego pokoju stanęłam zaskoczona w miejscu. Pod oknem, w miejscu, gdzie stał wcześniej mój stary fotel, była pustka.
- Co? Gdzie? Jak? Mój fotel… - wybąkałam tylko nie wiedząc co się stało i jak mam zareagować.
- Połamany był to go wynieśliśmy z dziadkami., ale zobacz babcia zrobiła ci już łóżko.
Zdezorientowana odwróciłam głowę podążając wzrokiem za wskazaniem mamy. Moje poduszki leżały wetknięte pod biurko, a na podłodze leżała stara puchowa kołdra przykryta kocem i prześcieradłem. “W nogach” mojego nowego posłania leżała zwinięta kołdra do przykrycia. Usiadłam zaraz na nowym łóżku zbita z tropu. Minę musiałam mieć bardzo zabawną, bo mama nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
Na podłodze spałam półtora miesiąca. Nie było to niewygodne, ale na pewno nieprzyjemne, jeśli mama wstawała w nocy i idąc po ciemku zdeptała mnie albo przewróciła się na mnie, co zdarzało się dość często. Ponieważ śpię niespokojnie byłam też cały czas poobijana, bo śpiąc często uderzałam w dół i boki biurka.
Z tego zdarzenia wyniosłam kolejne dwie nauki. Po pierwsze - skakanie z radości po łóżku to nie jest najlepszy pomysł. Co ważniejsze nie można się cieszyć, że coś się będzie miało, jeśli się jeszcze tego nie ma, bo może się okazać, że tylko sobie zaszkodzimy.