Staruszkowie
Pan Williams właśnie kończył jeść podwieczorek. Był to niski, tłusty człowieczek z sumiastymi wąsami i bujną siwą już czupryną na głowie. Miał 62 lata, a od 7 cieszył się upragnioną emeryturą. Kiedyś pracował jako oficer policji. Dorobił się na tym całkiem sporego majątku i autorytetu. Ponadto zwracał przesadną uwagę na porządek. „Porządek, to klucz do wszystkiego”- mawiał. Na stałe osiadł w Devers- małej, spokojnej wiosce położonej „na końcu świata”. Miał tu wszystko czego pragnął: piękny dom, doskonałego lokaja, kilku wiernych przyjaciół i co najważniejsze „święty spokój”. Wstał od stołu i podszedł do okna. Zbiera się na burzę- pomyślał. Do pokoju wszedł Georg:
- Poczta sir.-Oznajmił obojętnym tonem
Lokaj wyszedł uprzednio zostawiwszy listy na etażerce. Dwa rachunki i gazeta- stwierdził w myślach Williams. Zabrał gazetę poczym usiadł w swoim ulubionym fotelu i zagłębił się w lekturze. Jego uwagę zwróciły dwa artykuły: jeden odnoszący się do polityki, a drugi, jak głosił tytuł do „Młodych-starych par”. Z zapałem zabrał się za czytanie tego drugiego.
Młode-Stare pary.
W
niedzielę, 24 lipca w Kościele św. Jana Apostoła Lucy(82 lata) i Mortimer(83
lata) pobrali się. Mówią, że starych drzew się nie przesadza, mówią też, że na
miłość nigdy nie jest za późno…
Pan Williams nie chciał dalej czytać tych bzdur. Był gorącym przeciwnikiem takich procederów. Czy ci ludzie naprawdę nie mają za grosz rozumu? Robiąc takie rzeczy ośmieszają nie tylko siebie, ale i swoje rodziny. Doprawdy oburzające, oburzające!. W takim wieku nie czas już na miłość i amory, tylko na przygotowywanie się do śmierci. On, Pan Williams nigdy się nie zakochał, nigdy nie stracił głowy dla jakiejś dziewczyny i był z tego szalenie dumny.
Puk! Puk! Puk! Ktoś z niezwykłą determinacją dobijał się do drzwi. Zegar na wieży kościelnej właśnie wybijał wpół do szóstej. Williams nie spodziewał się żadnej wizyty, lecz domyślał się kto stoi za drzwiami. Łup! Łup! Łup! Pukanie przybierało na sile. Nie chcąc ryzykować uszkodzenia drzwi wstał z fotela i je otworzył. Założenia były trafne. W progu stała filigranowa Panna Warens. To określenie najlepiej według Williamsa przedstawiało istotę jej wyglądu. Niska, szczupła i niezwykle żywa, do tego miała wielką rudą szopę na głowie, co według niej było „nowomodną fryzurą”. Williams pomyślał, że znowu wpadła na pomysł odstawienia tabletek uspokajających, gdyż jej oczy nienaturalnie się świeciły i biegały z jednego końca powieki na drugi. Nie pytając o zgodę wtargnęła do domu i zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się po pokoju poczym powiedziała z przejęciem: