Z miłości do D.
Deszcz gwiazd... ognia zapalonego w sercu... widoki niezapomniane... ludzie poznani. Zakopać to głęboko... zostawić jak najdalej. Zabić i zniszczyć, niech się krew poleje... bez żadnych skrupułów dusze... mordować i zabierać, nie oddawać, nie patrzeć w oczy, śmiać się na glos, szaleństwo na twarzy mieć. Tworzy z nich istnienie... tak piękne i silne.. wiatr mu towarzyszy... widzi światło i ciepło.. hałasem, wybuchem daje znać ze się narodził. Sztuką uczy świat... karze niewiernych i nieczułych... kocha siebie i swoje idee. Wiatr czesze włosy... muska policzki, na których nie zagościła łza.... całuje usta które nie przepraszają. Szacunek Panu.... który włada umysłami... światłem walczy...zmienia niezgrabne w piękne. Jak władca... jednym ruchem dłoni pokazuje kierunek snów... kaleczy i rani, zabiera i kradnie, nie kocha lecz pożąda... krwi podwładnych zakochanych w blasku morskiej toni. Śmiechem wyrywa z najgłębszej amnezji.... Przykre słowa, wrzask i krzyk, nieposzanowanie.. jak eutanazja... położysz się i nie wstaniesz... gorąco rozchodzące się po ciele... Stoi na szczycie.. trzyma w rękach blask... śpiew... nimf swoich które z tęsknoty usychają, zamarzają. Bez wyrazu i świetlika spojrzenie... wgapione w okno.. za którym panuje Pani.... zabiera i nie oddaje... kusi zapachem... nasyca narkotykami zmysły.... i uciekasz.. od siebie samej... w małej klitce.. pod kołdrą łzami pokazuje nieszczęście.. bełkotem się żali.. krwią chce przekupić. Wyje.. i wrzeszczy... spalana w samym środku...Wyciąga rękę.. widzi blond... słyszy śmiech.. to się oddala... odwrócone od miłości. Otwiera oczy.. widzi światło... szare niebo... te same dźwięki... łzy zaschnięte... kolejny dzień.