Raniąc tych, których kochamy najmocniej
W słowach, od zawsze drzemie ogromny ładunek emocjonalny, ale też niezbadana siła. Proste, wysublimowane, wyrafinowane, trudne, skomplikowane, śmieszne, poważne. Wypowiadane w różnych, momentach, sytuacjach, stanach, potrafią w jednej chwili zamienić idylliczną sielankę w koszmar - rodem z piekieł. Pozostawiając po sobie niczym tsunami -złamane, zdeptane resztki godności. Rzucając w otchłań smutku i samotności. W innych przypadkach dodają sił, motywują do nadludzkich starań, uskrzydlają, dają nadzieję… Zwłaszcza te, padające z ust najbliższych. Osób tak ważnych w naszym życiu i tych, przez nas ukochanych. To właśnie ich wypowiedzi mają największe znaczenie i sens.
Każdy z nas, doskonale pamięta sytuacje z dzieciństwa lub okresu dojrzewania, kiedy zawiedliśmy rodziców. Wystarczyło, że powiedzieli: „ Zawiodłeś mnie”, a od razu w sercach czuliśmy ogromny ciężar i wszechogarniającą skruchę albo, gdy nam coś wyszło. Wygraliśmy zawody, konkurs czy wystarczyła dobra ocena z klasówki, by opiekunowie uśmiechnięci mówili: „ Jesteśmy z Ciebie dumni”, a wtedy nasze ciało oplatało zadowolenie.
Słowa są motorem napędzającym do działania czasami jednak potrafią wyssać resztki życiodajnych soków. To niestety prawdziwy fakt: najdotkliwiej ranimy tych, których kochamy najmocniej.
***
Apodyktyczna, surowa i bardzo wymagająca Sabina, uparcie dążyła do osiągnięcia perfekcji. Idealnego stroju, makijażu, wyglądu, zachowania. Poprzeczkę ustawiła wysoko, zarówno sobie, jak i rodzinie. Tyczyło się to głównie nastoletniej córki – Julii. Dziewczynka miała swoiste poczucie, że wciąż jest nie wystarczająco dobra. Dla mamy, chłopaka, nauczycieli, ponieważ z ust matki wypływały jedynie siarczyste naganny. Powinnaś schudnąć, dlaczego dostałaś z testu tylko 4, Jasiu jest dla ciebie nie odpowiedni, nieładnie się ubrałaś, ten makijaż Ci nie pasuje. Pod gradem nieustannych ALE i NIE codziennie, rozpadała się na miliony kawałeczków Wszystkie wybory, decyzje, postanowienia były negowane i oczywiście nieaprobowane. Sabina chciała wychować swoje dziecko na silną, mądrą, odważną kobietę, jednak jej zabiegi wywołały zupełnie odwrotny efekt. Nie zdawała sobie sprawy, jak dotkliwie krzywdzi córkę. Jak skutecznie łamie kruchutkie ego i pewność siebie. Jak skrupulatnie wpaja jej niepewność we własne możliwości. Julia wkraczając w nowe dorosłe życie wciąż słyszała odbijające się w głowie echo i kaleczące piętno słów matki. Nawet po latach nie potrafiła o nim zapomnieć i pokochać siebie taką, jaką jest. Widzi jedynie obraz wykreowany i utrwalany przez Sabinę. Wizerunek zawierający wiele skaz i niedoskonałości.
***
Aldona właśnie ukończyła studia i poznała cudownego mężczyznę. Przystojny, delikatny, szarmancki. Stał się dla niej centrum całego wszechświata. Jej myśli zaprzątał jedynie Krzysztof i tych niewiele chwil spędzonych razem. Zamykając oczy widziała jego odbicie. Kładąc się wieczorem spać czuła na sobie jego zapach, a na ustach słodki smak pożegnalnego pocałunku. Nie wiedząc, kiedy - zakochała się. Serce przyspieszało, gdy mieli się spotkać. Ciało szalało pod dotykiem ciepłych dłoni. Odpływała w silnych ramionach Krzyśka. Niestety okrutna rzeczywistość odnalazła do nich drogę. Morze zobowiązań ostudziło pożądanie. Brak czasu nie sprzyjał spotkaniom. Zmęczenie odbierało chęci nawet do rozmowy. Dziewczyna starała się być wyrozumiała. Dusiła w sobie łzy. Nie rozumiała, dlaczego jej rycerz przestał mówić: „ Kocham Cię”, „Pragnę”, „Szaleję za Toba”, „Tęsknie”? Aldona przypomniała sobie palące: „ … Nie mam czasu w ciągu dnia myśleć o Tobie…” Z jakiego powodu stał się, taki oziębły? Zapytała go o problemy, może to był właśnie powód utrapień, usłyszana odpowiedź wbiła ją w ziemię:, „ … po co mam Ci mówić o swoich kłopotach skoro i tak nie jesteś w stanie mi pomóc…” Aldona skończyła tą rozmowę łamiącym się głosem. Poczuła się odepchnięta, niechciana, nie potrzebna, niekochana. Usiadła na trawie i rozpłakała się. Za kompana miała wiernego czworonoga, który językiem osuszył kapiące perełki. W ciszy trwali razem. Spokojny pies i jego pani, której serce rozsypało się na miliony drobnych kawałeczków…