Srrach
Kartofel z Mietkiem wybuchnęli śmiechem.
– Chyba tak – zgodnie przytaknęli.
- I co masz teraz zamiar zrobić? – zapytał Protazy.
- Odniosę z powrotem. Dość się ode mnie nacierpiała za życia – rzekł zamyślony. – Aha! Dajcie jakieś światło! Ciemno jest jak diabli!
- Słusznie – stwierdził przyjaciel. Niewiadomo tylko, czemu przytakiwał, czy odniesieniu krzyża, czy zabraniu ze sobą oświetlenia.
Kazimierz jeszcze raz pociągnął porządny łyk wódki, wziął jedną z latarni stojących na stole, pod pachą umieścił krzyż i powiedział: - No to idę. A wy szykujcie pieniądze. Zaraz wracam.
Kiedy zatrzasnął drzwi gospody, zrobiło mu się nieswojo. Jeszcze bardziej niewyraźnie poczuł się, gdy ponownie stanął przed cmentarną furtą; znowu zaskrzypiała, kiedy ją otwierał. Ciemność zdawała się gęstnieć, wzmagał się wiatr. Skierował się następnie w stronę grobu czarownicy. Odszukanie go przyszło mu z niesłychaną łatwością, jakby ktoś niecierpliwy chciał, żeby go szybko odnalazł. Stanąwszy tam, po raz drugi usłyszał śmiech. Za dużo dziś wypiłem - pomyślał. Postawił latarnię na ziemi, chwycił oburącz krzyż, podniósł go do góry i mocno wbił w ziemię, mniej więcej w to samo miejsce. Chmury całkowicie przykryły księżyc. Powiał mocny wiatr i przewrócił latarnię, gasząc ją. – Cholera! – zaklął. – Nic mi dzisiaj nie wychodzi.
Gdy już odchodził, poczuł, że ktoś chwycił go za szyję. Zaczął się dusić. Próbował po omacku w ciemnościach odszukać przeciwnika, ale natrafił tylko na pustkę. Kto to? Do diabła! – myśl jak błyskawica przeleciała przez jego mózg. Zaczął opętańczo walczyć. Pomimo że użył całej swojej niemałej przecież siły, dalej nie mógł uwolnić się z uścisku. Walczył desperacko. Jednak im bardziej chciał się uwolnić, tym bardziej uścisk się zacieśniał. - Kto to może być – pomyślał. Komu tak zalazłem za skórę, że na mnie dybie? Poczuł, że słabnie z minutę na minutę, język wychodzi mu na wierzch, a oczy niemal z orbit. Kurczowo zaciskał pięści. I wtedy trzeci raz usłyszał obłąkańczy śmiech. Rozpoznał głos. Helena! - chciał krzyknąć, ale z jego gardła wydobył się tylko charkot. Po raz pierwszy w życiu zaczął się bać. Przed zamglonymi już oczyma stanęła mu czarownica, przypomniał sobie całe wyrządzone jej zło. I w tej chwili usłyszał wyraźnie ostatnie do niego skierowane słowa kobiety: „Żebyś przepadł na wieki, żebyś zgnił za życia, zbóju, morderco! Zobaczysz, zemszczę się, choćby zza grobu!”.