Snow White 13, 14, 15

Autor: minona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

13
Monika, gdy się dowiedziała, że ma być na rodzinnym obiedzie, zaczęła cała chodzić. Jak się
ma zachowywać? Co zaczną sobie wszyscy myśleć? Na pewno będą jej się przyglądać. W co
ma się ubrać? Czy ma się w ogóle odzywać? Udawać, że jest gościem, a nie więźniem, czy
raczej dać im wszystkim do zrozumienia, że nie chce ich znać?
Z tych myśli zaczął ją boleć brzuch i zaczęła dygotać z nerwów.
Co będzie najrozsądniejsze? Iść w ogóle czy lepiej zostać w pokoju?
Zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby została: Pomyśleliby, że jest nieposłuszna,
niepokorna, nie chce nawet ich widzieć. Woli siedzieć w więzieniu, niż siedzieć z nimi przy
rodzinnym stole jakby nigdy nic. Pomyśleliby, że jest dumna.
A gdyby poszła na ten obiad? Zaczęliby się zastanawiać, kim jest, jaka jest i snuliby domysły,
dlaczego Rochit wybrał sobie akurat ją.
Choć bardzo się bała, postanowiła pójść. Zrobi to dla Jaris. Jeśli ma zdobyć jej zaufanie, musi
zacząć przebywać z całą rodziną wedle jej życzeń, nawet jeśli tego bardzo nie chce. Musi się
poświęcić, żeby móc się uwolnić.
Dziś jednak odpuści sobie rozmowy z kimkolwiek. Jaris mówiła, żeby porozmawiała z Ashley.
Ona osobiście jednak sądzi, że nie będzie to najlepszy pomysł. Nikt nie może się nawet
domyślić, że coś knuje przeciw Rochitowi w związku z tą dziewczyną. Wszyscy muszą myśleć,
że pogodziła się już z narzuconym jej przez nich losem.
Myślała, by włożyć coś tradycyjnego na siebie, by zbytnio się nie wyróżniać. Doszła do
wniosku jednak, że to bez sensu. I tak wszyscy się będą na nią gapić, bo niewielu widziało ją
na żywo. Pojawi się więc na obiedzie w zwykłym dresie. U niej w domu w takim właśnie
stroju je się obiad. Nie trzeba się stroić.
Była gotowa już przed wyznaczoną porą. Cała dygotała ze stresu, musiała jednak się
opanować. Nie idzie na obiad swoich przyszłych teściów. Idzie na obiad swoich porywaczy.
Nie może pokazać, że jej na czymkolwiek zależy. Musi przyjąć postawę buntowniczą,
obojętną na wszystko, co się wokół niej dzieje. Bez żadnych emocji.
W związku z tym postanowiła się spóźnić. Normalnie nie miała tego w zwyczaju, wolała być
na styk z wyznaczonym czasem, ale w tym miejscu i w takich okolicznościach może sobie
pozwolić, wręcz musi, jeśli chce, by cała rodzina wyrobiła sobie o niej złe zdanie.
Jej osobiści ochroniarze zaprowadzili ją do sali jadalnej. Weszła, zamykając ogromne i ciężkie
drzwi z wielkim hukiem, zostawiając ochroniarzy na zewnątrz. Tak, jak się spodziewała,
wszyscy odwrócili głowy w jej stronę. Ona jednak nie wykazała żadnej reakcji ze swej strony.
Nie ma zamiaru przepraszać ani bratać się z tą fałszywą rodziną. Im częściej dziś myślała, co z
nią zrobili, tym większą złość czuła.
"Dziady cholerne, najpierw mnie porywają, a teraz traktują jak najważniejszego gościa!"
pomyślała.
Podeszła do stołu jakby nigdy nic. Miejsc wolnych było mnóstwo, rozejrzała się jednak, by
zająć miejsce tak, by jej "luby" nie miał jej na widoku. Nie chciała czuć na sobie jego
żarłocznego wzroku. Cała rodzina wraz z rodziną Ashley byli skupieni na jednym końcu
ogromnego stołu. Monika usiadła więc na jego drugim końcu. Nałożyła sobie niewielką ilość
jedzenia na talerz, bo z nerwów nie była w ogóle głodna. Bez ceregieli wybrała pierwszy
lepszy widelec i zaczęła jeść. Nie ma zielonego pojęcia o etykiecie panującej w bogatych
domach i nie ma zamiaru się z tym kryć. Ona pochodzi z prostego domu, gdzie nie ważne
było czym się je, byleby było higienicznie.
Czekała z niecierpliwością aż w końcu ją zignorują i zaczną rozmawiać. Albo wytkną jej
bezczelne zachowanie. Ciągle jednak milczeli.
"Czyżby przy hinduskim stole się nie rozmawiało?" pomyślała zdziwiona. "Ani be, ani me, ani
kukuryku..."
-Dziękujemy, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością, panno Moniko- usłyszała
niespodziewanie- Bardzo nam miło gościć ciebie.
W tym momencie kawałek sałaty wleciał nie do tej dziury, co miał, ale Monika stłumiła kaszel
chwilowo, by posłuchać, co głowa rodziny ma jej jeszcze do powiedzenia.
-Wiemy, że nie jest ci łatwo, dlatego postaramy się, by twój pobyt tutaj był dla ciebie jak
najbardziej miły.
Monika już dłużej nie wytrzymała i zaczęła się krztusić. Wykaszlała się w miarę szybko,
odchrząknęła i znów wróciła do jedzenia.
Nie ma zamiaru z nimi rozmawiać. Nie będzie też robić sceny i nie zacznie publicznie im
wypominać, co z nią zrobili. Zje tylko spokojnie posiłek i sobie pójdzie. Ma w nosie, co
powiedzieli o niej swoim gościom i tzw. służbie. Ona nie ma nic do powiedzenia, bo wszyscy
doskonale znają jej zdanie.
-Słyszeliśmy, że pani rodzina nie żyje, panno Moniko- odezwał się ojciec Ashley- Bardzo nam
przykro.
Monika odłożyła widelec. Jej rodzina nie żyje od kilku lat co najmniej, a oni teraz składają jej
kondolencje? A gdzie byli pięć lat temu, kiedy składanie takich kondolencji było bardziej na
miejscu?
Monika wzięła głęboki wdech i wydech. Policzyła do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć.
"Rozumiem, że przedstawili mnie Wam jako znajomą, której niedawno zginęła rodzina. OK.
Rozumiem."
Znów chwyciła widelec, by dokończyć posiłek.
-Panna Monika miała liczną rodzinę- zwróciła się Jaris do gości- Wszyscy zginęli jednego dnia.
Taka tragedia! To jest dla niej bardzo przykra strata. Była z nimi bardzo zżyta. Chcieliśmy
jakoś pomóc, dlatego wzięliśmy ją do siebie, żeby mogła w spokoju przeżyć żałobę.
-To bardzo szlachetne z waszej strony- wzruszyła się mama Ashley- To miłe, gdy można na
kimś polegać w tak tragicznej sytuacji. Mogę zapytać, ile miała pani rodzeństwa?
Monika miała ochotę wybuchnąć. Na końcu języka miała przemowę pełną pretensji. Musiała
jednak się opanować. Nie powstrzymała się za to przed ostrym rypnięciem widelcem o
talerz, by wyładować chociaż część złości, jaka się w niej kotłowała.
-Sześcioro- odezwał się zamiast niej Rochit.
"Dziad cholerny, śledził mnie od pięciu lat, wie o mnie wszystko. Doskonale jest świadomy,
że dwóch moich braci żyje i się o mnie martwią. Ale co tam! Lepiej jest puścić bajeczkę o
śmierci wszystkich! Po co mam wracać na wolność, skoro nie mam do kogo? Tu będzie mi
najlepiej! Przy boku Rochita..."
-To rzeczywiście liczna rodzina. Kiedyś to było normalne, ale teraz to już rzadkość. W Afryce
mogliby powiedzieć, że to mała rodzina.
-Tak. A wychowywać się w takiej rodzinie musiało być niezwykle wesołe- powiedziała JarisDlatego tym bardziej odczuwa się stratę.
-A jak to się stało, że wszyscy zginęli?- dopytywała się mama Ashley- Jakiś kataklizm?
Wybuch bomby? Teraz tyle się o tym słyszy, zwłaszcza w Europie.
-Wypadek samochodowy na autostradzie- powiedział Rochit- Jechali rodziną samochodem i
zostali zgnieceni przez cysternę. Monika cudem przeżyła.
-Ojej...
Monika nie mogła tego słuchać. Nie dokończywszy posiłku, wstała od stołu i wyszła. Gdy
tylko znalazła się za drzwiami, wybuchła płaczem.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
minona
Użytkownik - minona

O sobie samym: Piszę, bo lubię. Nie jest to sztuka dla sztuki. Jest to sztuka dla ludzi.
Ostatnio widziany: 2024-07-03 20:46:16