Śmierć nadejdzie nocą...
Mając taki plan wziął się ostro do roboty. Najpierw musiał mieć pomysł. Wszystko od niego się zaczyna. Najlepiej zresztą, gdyby tych pomysłów było kilka. Potem przerwa, pomysł musi być zapisany, ręcznie, klasycznie, piórem “Pelikana”, podarowanym przez ówczesną narzeczoną z okazji obrony doktoratu. Po przerwie na kawę i mentola dalsze etapy pracy.
Mijały długie, jak wieczne śniegi Azji sekundy, mijały godziny męki, a między nimi minuty milczenia, w końcu zrobiło się południe, a on nie miał ani jednego pomysłu. Zjadł kuchence kawalerski obiad, dawno przestał chodzić do mamusi, a dziewczyny jak nie miał, tak nie miał. Kupował w pobliskiej “Żabce” zupki chińskie, makarony, nie znosił nawiedzonych diet, fitnesów, ekologii i “zielonej młodzieży”. Dzieci-kwiaty to co innego, piwko wieczorkiem przez kinem domowym, bo namiętnie oglądał filmy z “Netflixa”, puszczał niektóre w kółko, jak choćby nieśmiertelne “Pół żartem, pół serio” z młodą Monroe w roli głównej, te niekończące się dialogi z niezapomnianym “Nobody’s perfect” na końcu, gdy bohaterowie odpływają motorówką z hotelu nad brzegiem jakiegoś modnego wtedy kurortu. Są filmy, które się nie starzeją. Ten tworzony wiersz też miał być wiecznie żywy. Ale nie był. Nie miał nadal dostępu do bogactwa rzeczywistości, nie znał hasła, nie miał kodu, szyfr pozostawał niezwyciężony. Prawdziwa sztuka broni zazdrośnie swoich sekretów. Miał świadomość, że może nigdy tego wiersza nie napisze. Ale próbował, robił, co mógł. Po obiedzie, koło 14-tej postanowił przespać się z nieistniejącym jeszcze utworem poetyckim. Może go wyśni? Ale czy wtedy będzie zasługą, gdy ograniczy się do przepisania? Czy właśnie największe dzieła nie powstają w mękach ciała i ducha?
W każdym razie zasnął.
Kiedy się obudził, ujrzał swój pokój mocno odmienionym. Wszędzie wisiały skrawki pergaminu, rozpoznał je na pierwszy rzut oka. Nad zielonym dywanem w kwiaty już nie wisiał prosty żyrandol z “Ikei”, lecz niemal dziewiętnastowieczny lichtarz, jakie można już tylko poznać w kościołach neogotyckich na Pomorzu. Zdziwiony tą nagłą odmianą miejsca, gdzie na kilkudziesięciu metrach żył i działał, wstał z beżowej sofy i podszedł do ściany naprzeciw okna, które wychodziło na malownicze podwórko. Wyjrzał i ujrzał zamiast swojego bmw, kupionego po pierwszych sukcesach w nowym życiu za wysokie honoraria z pisania, jakieś czarne dorożki. Konie smutnie zwieszały głowy, zapadał zmierzch jesienny, był przecież listopad. Lubił jesień i byłby dalej się przypatrywał podwórku, lecz ogarnął go nie wiedzieć czemu niepokój: te skrawki, ten lichtarz, te dorożki...Coś nie gra. Cofnął się, zasłona znowu miękko i bezszelestnie zasłoniła widok za parapetem i podszedł bliżej ściany. Na skrawkach były jakieś nieczytelne hieroglify, niemal egipskie, a może jeszcze wcześniejsze, babilońskie, a może… Patrzył na nie i nic nie rozumiał. Były to fragmenty, pełno ich na każdej ze ścian, niektóre odpadły i walały się na wyczyszczonej “karcherem” podłodze z la strico, niektóre leżały na mahoniowym biurku blisko jego laptopa. Ze zdumieniem ujrzał, że zamiast ciemnego wygaszacza ekranu, włączony był edytor tekstu. Bliżej podchodząc, nałożył silne okulary - od wieloletnich i licznych lektur siadł mu wzrok - i zobaczył tytuł pliku: “najpiękniejszy wiersz wszechczasów”. Niewiele myśląc, sądząc, że nadal śpi, kliknął plik i usiadłszy wygodnie na fotelu na kółkach z poręczami, też z “Ikei” zaczął go przeglądać. Lecz gdy tylko rozpoczął czytanie, a pierwsze słowa go zmroziły, stało bowiem napisane w incipicie czarno na białym: “śmierć nadejdzie nocą…” nagle ekran zgasł i jednocześnie słowa dalsze zmieniły się z polskich na takie same hieroglify, jak te z pergaminów. Próbował je zrozumieć, na próżno. Wtedy postanowił sam spróbować coś napisać. Miał już niezły początek. Tak, często się zdarza, że śmierć przychodzi nocą. Ostatecznie od takiej, nagłej i niespodziewanej chcieli się uchronić dawniej ludzie, śpiewając tego typu suplikacje w kościołach na całym świecie. Dziś taka śmierć jest wręcz pożądana, jak piękna, naga pani, czysta i niewinna prawda, która wyjdzie na spotkanie wszystkim po kolei. Napisał więc: “śmierć nadejdzie nocą