Wyprawa #1
Na początku była ciemność i cisza. Wydawało mi się przez chwilę, że znalazłem się w miejscu gdzie nic nie ma. Nie odbierałem żadnych oznak życia które powinno tętnić wkoło mnie. Nie było nic. Po pewnym czasie, sam nie wiem ile to trwało, zacząłem czuć dziwne zapachy. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułem ale nie ma się czemu dziwić, w końcu to całkiem nowy świat. Powoli zaczęły docierać do mnie także dźwięki. Najpierw cichy szum wiatru, później pojedyncze odgłosy jakichś zwierząt a później cała plejada dźwięków otaczającego mnie lasu. Po upływie kolejnych kilku chwil zacząłem także odzyskiwać wzrok. Najpierw jasna plama światła, później dołączyły do niej kolory, w końcu jakieś rozmazane kształty które powoli zaczęły się wyostrzać. Po upływie mniej więcej godziny od przybycia odzyskałem świadomość na tyle, że udało mi się podpełznąć do najbliższego drzewa i usiąść opierając o nie. Powoli dochodziłem do siebie. Wyjąłem z kieszeni rekorder i włączyłem nagrywanie.
- Raport pierwszy : Przeniesienie miało dużo gorsze skutki niż zakładano. Czuje się tragicznie. Ledwo mogę się ruszać, bolą mnie chyba wszystkie mięśnie, głowa mi chyba zaraz eksploduje a do tego wszystkiego chce mi się strasznie pić. – w między czasie wyjąłem z plecaka apteczkę.
– Podaje sobie jedna dawkę środka przeciw bólowego. – zastrzyk w szyję bolał jak diabli ale zadziałał prawie natychmiast. – Okolica wygląda dziwacznie. Tak jak zakładaliśmy wylądowałem w lesie ale takiej roślinności nie widziałem jeszcze nigdy w życiu. Pnie najbliższych drzew są koloru niebieskiego a dalej pomarańczowego. Liści nie jestem w stanie dostrzec, są zbyt wysoko. Trawa jest czerwona a okoliczne krzaki są chyba we wszystkich możliwych kolorach. Wygląda to tak jak by ktoś wpuścił tu zgraję przedszkolaków z farbami i kazał im puścić wodze fantazji. Gdyby nie środek przeciwbólowy pewnie już miałbym migrenę od tych ostrych kolorów. Wyczuwam najróżniejsze zapachy jednakże żadnego z nich nie rozpoznaję. – w tym momencie w krzakach jakieś 5 metrów ode mnie usłyszałem jakieś szelesty.
Wyłączyłem rekorder i wyjąłem z plecaka paralizator. W poważniejszą broń mnie niestety nie wyposażono ze względu na „ryzyko jakie było by z tym związane”. Idiotyzm. Jak mnie coś zeżre zaraz po przybyciu to będzie tyle co do całej misji. No ale w końcu nie mi płacili za myślenie a jak spotka mnie coś nie miłego to znowu kogoś wyślą i tyle. W krzakach coś znowu się poruszyło ale tym razem do szelestów dołączył inny dźwięk, coś jakby kwik. Powoli wycelowałem paralizator w stronę krzaków i czekałem. Po chwili wyłonił się dziwny stwór. Poruszał nie na czterech łapach ale przednia para była znacznie dłuższa od tylnej. Jego łeb przypominał trochę koński ale był dużo grubszy. Owłosienia nie miał wcale. Miał na oko jakieś 70 cm wzrostu i był strasznie szeroki. W skrócie przypominał nie dużą świnię z końskim łbem i nogami żyrafy ale najdziwniejsze było to że był częściowo przezroczysty. Wyglądało to tak jak gdyby patrzeć przez mętną wodę. Nie opuszczałem swojej broni i czekałem na to co wydarzy się dalej. Stworzenie przyglądało mi się przez chwilę przechylając głowę to w lewą to w prawą stronę. Później kilka razy głośno wciągnęło i wypuściło powietrze. Trwaliśmy tak przez jakiś czas wpatrzeni w siebie aż stała się rzecz której najmniej mógłbym się spodziewać. To coś przemówiło:
- No cześć. Jak tam podróż ? – powiedziało.
Zatkało mnie. Nie wiedziałem co mam zrobić. Po prostu szok. Otrząsnąłem się i spytałem: