Aleja wiśni ..
aaaa Nocny spacer nie był tym, co najbardziej uwielbiała, ale dzisiejsze czasy zmuszają każdego do wykonywania takiego spaceru, w szczególności, gdy nie posiada się wynalazku, który zwą samochodem. Smukła sylwetka, czarne spodnie, kasztanowe, niezbyt długie włosy, okularki, zasmarkany nosek - może znaki, których nie można uznać za szczególne, ale to właśnie wyróżniało ją dla mnie. Nazywałem ją "kotem mego istnienia"... Cichy stukot obcasa, zagłuszany przez odgłosy życia ulicy, odbijać się w bębenkach moich uszu... Uderzenia serca są jak wezwanie, idzie moją aleją wśród nocy, sama, zamyślona, wśród kałuż i chłodnego wiatru, szczelnie okutana krótkim płaszczykiem. Widzę ją już z góry, z gzymsu, z którego czasem obserwuję pobliski park i okoliczne uliczki, odpoczywam, słucham, myśli, a nawet czytuję gazetę z kiosku naprzeciwko. Opuszczam swoje ciało powoli na pobliską uliczkę, kroczę zgodnie z rytmem mojej egzystencji. Właśnie przechodzi. Nie widzi mnie, nikt mnie nie widzi... Ruszam za nią, idę wśród ludzi, którzy mnie nie widzą. Moja czarna koszula powiewa na wietrze, tylko on mnie dotyka. Kroczę, spoglądam na nią z każdej strony. Ale nie mogę dotknąć, nie mogę powąchać obiektu mego pożądania... Biegnę, ale ona nadal mnie nie widzi... Czuje tylko otulający powiew wiatru... Jej serduszko? Jej serduszko bije coraz mocniej... Co się dzieje?! Jak zwierzę obracam głowę - to znowu oni, ta trójka, która okrada słabszych... Stają za nią, tylko uważnie patrzę, obserwuję. Nie widzą mnie, idą ku niej... Dziewczyna zaczyna się denerwować, jej serce wali jak oszalałe, jej rączki coraz bardziej się pocą... Widzę to, czuję, idąc krok w krok za nią, jestem niewidoczny. Jestem wiatrem, który rozwiewa jej kasztanowe włosy, wiatrem, który wdycha zapach jej ciała... Staję, bo oni stanęli przed nią. Wystraszona, schowała oczka za szkłami, a szkła za grzywką. Chciała przejść - nie puścili jej. Chciała się wyrwać - zaczęli krzyczeć, śmiał się, pluł na nią... Minęła chwila, gdy nagle coś zgrzytnęło, wiatr popchnął dziewczynę do przodu, rozległ się tłumiony krzyk... Krople upadły na jej twarz , pomyślała, że to deszcz, przetarła, nie odwracając się do tyłu. Nie widziała upadających ciał, nie słyszała krzyku. Poczuła za sobą znów ten ciepły wiatr, który otulał ją zawsze, gdy szła tą aleja... Byłem tam, patrzyłem na jej czerwone od cudzej krwi policzki. Czerwone od krwi ludzi, którzy nie wierzyli w siłę wiatru... Potem opuściła mój mały świat, a ja wróciłem, kucać na gzymsie i czytać artykuł w wieczornej gazecie. Artykuł o dziwnym zdarzeniu w Alei Wiśni. W mojej alei... Dedykowane Iwonce a