SKRZYDŁO ANIOŁA VII
- Gabek? Co to za imię? – zapytał obcy. – Czy to jakieś zdrobnienie?
- Tak naprawdę, to mam na imię Gabriel – odparł chłopak pewniejszym już nieco głosem. – Ale niezbyt mi się ono podoba.
- Dlaczego?
- Bo jest takie dziwne, sztywne. I za bardzo zwraca uwagę.
- Tak sądzisz? No cóż, według mnie to bardzo piękne imię. Gabriel, to imię anioła. Masz anielskie imię, Gabrielu. Nie zszargaj go, bo jest święte. Nie masz wyjścia, musisz być aniołem, zawsze i wszędzie. Ale o tym porozmawiamy innym razem. Teraz zapraszam was na pierwsze tej wiosny lody. Przyda się wam odrobina ochłody po tych wszystkich emocjach.
I tak właśnie zaczęła się znajomość Gabriela z księdzem Łukaszem. Znajomość, która z czasem przerodziła się w mocną, prawdziwą, męską przyjaźń, opartą na wspólnych przeżyciach, długich nocnych rozmowach, godzinach modlitw i pielgrzymkowych niewygodach.
Bo z księdzem Łukaszem nie można było inaczej. Wymagał pełni zaangażowania, dawania z siebie wszystkiego i nawet odrobiny więcej. Był chyba najbardziej na świecie uwielbianym tyranem, bo siebie tyranizował na równi z innymi, a może nawet bardziej. Spośród chłopców grających wtedy w piłkę, Gabriel wytrwał przy nim najdłużej. Pozostali wykruszyli się gdzieś po drodze, bo uznali, że stawiał im zbyt wysokie wymagania. A on się tym zbytnio nie przejmował. – Odchodzicie na własne życzenie – mówił. – Ja zawsze na was czekam, ale możecie być ze mną tylko na moich warunkach.
Dla wielu te warunki były nie do przyjęcia. Inni za to garnęli się do księdza Łukasza właśnie dlatego, że zawsze płynął pod prąd mody, poglądów, nastrojów. Był stały i niezmienny, choć, co czasem wyraźnie widzieli, bardzo drogo go to kosztowało. Trwał jednak, bo widział, że dzięki niemu trwają także inni.
- Jeżeli będziecie mieli wystarczającą wiarę – mawiał – jeżeli będziecie wystarczająco uparci, możecie osiągnąć wszystko, możecie nawet chodzić po niebie. Ale gdy braknie wam miłości, spadniecie, a upadek będzie bolesny.