SKRZYDŁO ANIOŁA V
A zaufani przyjaciele? Cóż, od czasu Tamtego Wydarzenia nie miał ich. I zanosiło się na to, że nowych raczej już nie zdoła sobie pozyskać.
Mimo to, podczas Godzin Otwartych Oczu Gabriel był detektywem. Analizę bodźców rozpoczynał naturalnie od informacji niesionych przez wzrok. Najpierw wpatrywał się prosto przed siebie, choć doskonałe wiedział, że na przedłużeniu jego tworzących literę V stóp znajduje się jasna, szpitalna ściana, której nieskazitelność została naruszona jedynie przez zawieszoną tam reprodukcję z jakimś górskim widoczkiem. Na lewo od tego widoczku (skąd on się tam wziął, przecież normalnie w szpitalnych salach nie spotyka się tego typu rzeczy?) znajdowały się drzwi, którymi tu wjechał, będąc jeszcze nieprzytomnym, i którymi wyjedzie najprawdopodobniej będąc już obojętnym na wszystkie sprawy tego świata. Mechanizm zamka lekko skrzypiał i na podstawie tego dźwięku Gabriel nauczył się odgadywać, która z pielęgniarek ma aktualnie zmianę, zanim ta jeszcze weszła do środka.
Jedne otwierały drzwi powoli i delikatnie, jak matka zaglądająca w nocy do dziecinnego pokoju, by sprawdzić, czy maleństwo nie skopało kołderki. Inne szarpały klamkę mocno i zdecydowanie, jak wpadający rano do pokoju śpiącego nastolatka ojciec, który przed wyjściem do pracy chce jeszcze powiedzieć szczeniakowi, że po południu rozliczy go z wczorajszego późnego powrotu do domu, a jeżeli nie skosi wreszcie tego cholernego trawnika, to kara będzie jeszcze dotkliwsza.
Wśród tych, zmieniających się według ulegającego ciągłym mutacjom grafika pielęgniarek była jedna, której sposób otwierania drzwi Gabriel odróżniał najłatwiej. Zawsze delikatnie kładła dłoń na klamce i lekko ją naciskała, ale w miarę wykonywania tej czynności jakby przybywało jej sił i zdecydowania, gdyż proces ten kończyła mocno i stanowczo, niemal z desperacją osoby, której teraz jest już wszystko jedno, co zobaczy po otwarciu drzwi. Tę pielęgniarkę lubił najbardziej. Była niemal nieziemsko delikatna we wszystkim co robiła, a swoją naturalnością sprawiała, że nawet podczas najbardziej intymnych czynności nie odczuwał skrępowania.
Kobieta była mniej więcej w jego wieku. Miała krótkie, ciemne, ściśnięte szpitalnym czepkiem włosy, a w uszach nosiła delikatne srebrne kolczyki z oczkami z koralu. Nie wiedział, jak ma na imię, bo w jego obecności nikt nie mówił do niej inaczej niż „siostro”, a plakietki identyfikatora, którą miała przypiętą do fartucha na piersi nie był w stanie odczytać.