SKRZYDŁO ANIOŁA V
Procedura ratunkowa była śmiesznie prosta: przechylić głowę do przodu i pozwolić, by nagromadzona w gardle wydzielina wypłynęła pienistym strumykiem spomiędzy spierzchniętych nagle warg. Strach opadał wtedy z Gabriela, jak zużyty płaszcz, którego ktoś pozbywa się szybkim poruszeniem ramion. Z oczu płynęły mu łzy ulgi, a serce, bijące do tej pory szaleńczym, alarmowym rytmem, zaczynało się powoli uspokajać. Gabriel wiedział, że oto tym jednym, prostym ruchem, ktoś znowu uratował mu życie. Ktoś znowu pojawił się na czas.
Aż wreszcie, podczas kolejnej „awarii”, Gabriel dusząc się poczuł, że wcale nie zależy mu na tym, żeby pomoc zdążyła. Co więcej, wcale nie miałby za złe, gdyby w ogóle nie nadeszła.
Teraz jednak, wsłuchując się w odgłosy swego ciała, nie odkrył w nich niczego niepokojącego. Za to gdzieś z góry, spoza jego głowy, dobiegł do jego uszu całkowicie nowy dźwięk. Początkowo Gabriel w ogóle nie był w stanie ustalić jego źródła. Znajdowało się ono gdzieś poza zasięgiem jego wzroku. Nawet wytężając gałki oczne aż do bolesnego pulsowania, nie był w stanie zwrócić ich tak bardzo w bok, by dostrzec to, co chciał. A każde nierozważne drgnienie głowy oznaczało „awarię”. Tak więc, będąc więźniem wciąż tego samego obrazu, Gabriel musiał pogodzić się z tym, że w tej sytuacji wzrok mu nie pomoże. Skupił się więc ponownie na dźwiękach, choć oczy przez cały czas miał szeroko otwarte, jakby w jakiś sposób chciał przemienić je w narządy słuchu.
Przez długą chwilę nie słyszał nic i już zaczynał dochodzić do wniosku, że ów poprzedni dźwięk był jedynie tworem jego wyobraźni. A potem stało się tak, jakby pękła jakaś niewidzialna zasłona, która do tej pory skutecznie tłumiła wszelkie dźwięki. Gabriel usłyszał nagle całkiem wyraźnie coś, co przypominało jakiś stłumiony szept, szelest materiału, nerwowy pomruk, a potem coś jakby klaśnięcie. Potem rozległ się trzask zamykanych gwałtownie drzwi. Dobiegł on do uszu Gabriela jakby z dwóch stron: z niewidocznego miejsca, gdzieś za jego głową i jednocześnie, bardzo stłumiony, z odległej części szpitalnego budynku.
To gdzieś na tym samym poziomie, ale w innym skrzydle, pomyślał Gabriel. Wytężył swój słuch do granic możliwości i z wpatrzonymi w ciemność, szeroko otwartymi oczami czekał, aż z owego tajemniczego miejsca dobiegnie jeszcze jakiś dźwięk.