Skądinąd. I zewsząd
***
Moment trwało spokojne, pełne milczenie, podczas którego Żuławski coś szepnął do towarzysza, ten wyjął z aktówki jakiś papier i mu wręczył, po czym zwrócił się z pytaniem, czy rozmowa nie sprawia mi cierpienia. Kiedy odpowiedziałem, że nie, doktor kontynuował. - Tak, karetka przyjechała w parę minut, pan wsiadł i zawieziono go na ostry dyżur. Proszę powiedzieć, jak pan się czuł, gdy jechał w karetce? - O wiele lepiej niż na ulicy. - Czyli niepokój się zmniejszył? - Zmierzono mi ciśnienie, podano jakiś zastrzyk...nie pamiętam szczegółów. - Dobrze, dalej już pan sporo mówił podczas rozmowy na izbie przyjęć 19 czerwca rano. Teraz chcielibyśmy...chcielibyśmy dowiedzieć się nieco więcej o tym, co wydarzyło się, zanim pan wsiadł w samochód i udał się w kierunku Szczecina. Z pana relacji jak dotąd niewiele wiemy o chwilach bezpośrednio sprzed wyjazdu. Zostawimy pana na chwilę tutaj. Proszę przypomnieć sobie jak najdrobniejsze detale, a dlaczego o to prosimy, powiemy panu później. Żuławski zebrał ze stołu papiery i razem z nieznajomym równocześnie wstali. - Musimy teraz załatwić jedną ważną sprawę z ordynatorem. Proszę tutaj poczekać. Będziemy za jakieś piętnaście minut. Zostałem sam ze swoimi wspomnieniami. Coś mi się nie zgadzało. Czułem bardziej niż byłem świadomy, że coś tutaj w tym wszystkim się nie zgadza. I że może obydwaj przybyli pomogą mi to ustalić…