Skądinąd. I zewsząd

Autor: rafalsulikowski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0


***

  Wyjął ponownie telefon i połączył się z jednym z biur detektywistycznych, świadczących także usługi ochrony osób i mienia. - Prywatna agencja detektywistyczna Sekretcy&Spółka, czym mogę służyć? - głos w słuchawce ordynatorowi wydał się godny zaufania. - Dzień dobry, ja mam sprawę dla państwa. Chodzi o zaginięcie, a dokładniej podejrzenie zaginięcia, w tym możliwość porwania. - O kogo chodzi? - Mężczyzna młody, cierpiący na psychozę, był leczony w szpitalu psychiatrycznym ostatnio… - ordynator starał się za wszelką cenę zachować anonimowość. - A kto zgłasza? - Czy konieczne jest podanie nazwiska? - Póki co nie. Potrzebne będą nam jednak szczegółowe dane, abyśmy mogli zacząć działać. Czy może pan przyjść do naszego biura jeszcze dziś? W takich sprawach liczy się czas. - głos był w tym momencie wymagający, nie znoszący sprzeciwu. - Oczywiście. Proszę przyjść pod wskazany na naszej stronie adres stosowny dla pana miejsca zamieszkania. Tam jest wykaz. Proponuję godzinę 17. - W porządku. - ordynator odetchnął z ulgą i wyłączył wreszcie komórkę. Ola, która międzyczasie wyszła, wróciła i przyniosła najnowsze wieści z oddziału. Nikt nic nie wie. Wszystko jest w porządku. Wydaje się, że już zapomniano o pacjencie z południa.


***

  Tak, może oddział zapomniał o pacjencie z południa, ale nie ordynator. Skończył wcześniej robotę, oddział zdał Oli i wyszedł do biura. Tam jak najzwięźlej przedstawił sprawę. Początkowo chciał zachować anonimowość, ale kiedy zobaczył fachowy i bogaty wystrój wnętrza gabinetu szefa firmy Sekretcy&Spółka, doszedł do wniosku, że zachowają tajemnicę zawodową i nic nie przedostanie się do prasy. Dlatego opowiedział o wizycie Żuławskiego i jego kolegi, o nie budzących wątpliwości papierach, wykonanych telefonach oraz o samym pacjencie. Wyznał, że w sprawę wtajemniczył policję, ale wie pan, jak działa ją służby mundurowe. Na pytanie, kiedy po raz ostatni widział pacjenta i Żuławskiego udzielił dość szczegółowej odpowiedzi. Zapewnił, że zabezpieczy monitoring ze szpitalnych kamer, wszak tam powinno być zarejestrowane wyjście i odjazd pacjenta, po którego miał przybyć nieoznakowany radiowóz. Wydało mu się to dziwne, ale Żuławski tłumaczył, że takie są zalecenia stojących wyżej od niego i tak będzie bezpieczniej. Kiedy opowiedział wszystko, pożegnał się i wyszedł, zapewniając o poparciu i ułatwieniach szpitala w podjętym właśnie śledztwie prywatnej firmy detektywistycznej. Poprosił jeszcze na koniec o codzienne raporty i zapłacił tysiąc złotych zaliczki. Trzeba na paliwo, ewentualne podsłuchy, zdobycie bilingów rozmów, pan wie, to wszystko kosztuje. Ech, cóż dziś nie kosztuje - pomyślał ordynator, zamykając delikatnie za sobą mahoniowe drzwi gabinetu szefa detektywów.


***

   Znowu, jak to przeważnie bywa, minęło kilka dni, w czasie których biuro rozkręcało śledztwo, podczas gdy policja działała własnym torem, nie wiedząc o sobie nawzajem. Następnego dnia po wizycie w biurze, ordynator otrzymał telefon, że z zabezpieczonych jeszcze tego samego dnia kamer pobrano obraz wychodzącego przez ogród koło basenu na parking pacjenta, który następnie wsiadł w granatowe bmw z przyciemnianymi szybami i odjechał w nim, skręcając jak na Pniewy, gdzie stoi sanktuarium Urszuli Ledóchowskiej. Zanalizowano też bilingi ostatnich rozmów pacjenta z jego telefonu, a obecnie biuro stara się o bilingi z aparatu Żuławskiego. Kolejnym tropem jest Internet, gdzie prześledzono losy lekarza z ostatnich dziesięciu lat. Okazuje się, że co prawda po stracie dziecka wyjechał za granicę, ale wrócił po roku i w miejscowości, właśnie ustalanej, mieszczącej się gdzieś na Dolnym Śląsku, otworzył centrum badań nad zdolnościami paranormalnymi, gdzie przyjmował niezwykłych pacjentów. Jak by tego było mało, zatrudnił się w prywatnej klinice neurologicznej, gdzie przeprowadzał skomplikowane operacje na mózgu. Wszczepiał pacjentom z chorobami takimi, jak Parkinson, drżenia, padaczka czy lekooporna nerwica anankastyczna elektrody i stymulatory, uzyskując podobno zachęcające efekty. To sprawiło, że oficjalnie został zatrudniony we Wrocławiu w klinice Neuro-Med, dokąd dzwoniono. Z uzyskanych informacji wynika, że Żuławski jeszcze kilka dni temu był w pracy, jednak około tydzień temu nagle wziął wolne i powiedział, że jedzie na urlop. Z kliniki próbowano się z nim skontaktować - jak dotąd bezskutecznie. Telefon jest cały czas poza zasięgiem. Jak powiedział operator serwerowni sieci, w której medyk ma abonament, telefon wskazuje, jak gdyby był w innej strefie czasowej, co zdarza się na przykład podczas podróży za granicę, zwłaszcza do dalekich krajów azjatyckich czy Australii. Innymi słowy, nie można wykluczyć, że Żuławski ponownie wyemigrował…

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafalsulikowski
Użytkownik - rafalsulikowski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-19 14:31:17