Pani Doktor
PANI DOKTOR...
Zarzucił marynarkę, i skropił skórę wodą kolońską. Przejrzał się ostatni raz w lustrze przy drzwiach i włożył ten szelmowski uśmiech. Był tak z siebie dumny, że wreszcie udało mu się ją namówić na kolację w jej domu, a właściwie willi. Jego mieszkanko, mimo że przytulne było tylko starą kawalerką, za którą jeszcze spłacał niebotyczny kredyt. Ceny w stolicy, szczególnie w samym centrum, bowiem nie należały do najmniejszych.
Kolacja wystawna, wino wyjątkowo dobre. Poszła butelka, potem kolejna. Adam nie zauważył, kiedy z jadalni przenieśli się na sofę. Miał ochotę grac pierwsze skrzypce, ale siły coraz bardziej z niego upływały. Zawsze lubił wino i miał mocną głowę do picia, ale tym razem było inaczej.
Nie wiedział, ile minęło, odkąd urwał mu się film, ale głowa bolała go jak nigdy dotąd. Siedział na krześle, właściwie był do niego przymocowany pasami. Podobnymi, jakimi krępuje się pacjentów. Pomieszczenie wyglądało na strych albo piwnicę. Nie było widać okien, jedynie prześwity. Nie był pewny czy to światło słoneczne, czy światło lampy ulicznej. Leżał w samej koszulce i bokserkach. Garnitur zauważył na krześle obok tacy, na której było porozkładane kilka rzeczy. Próbował się podnieść i zerknąć, ale na próżno.
Przeszedł go dreszcz, gdy usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi za swoimi plecami w tle. Nastąpił trzask i kroki zdawały się być powolne, ale coraz głośniejsze. Kiedy ustały poczuł na swoim policzku chłodną dłoń, która odziana była w gumową rękawiczkę podobną, jaką patolodzy kroją nieboszczyków. On jednak tego nie wiedział. Wiedziała za to Aneta, jego zdobycz, którą zamierzał posiąść, a właściwie jej majątek.
- Nie sądziłam, że to wino tak szybko na ciebie podziała - rzuciła, stając obok niego i przeglądając rzeczy leżące na tacy.
- Co to ma być? Jak chcesz się zabawić, to chodźmy do łóżka. Będzie wygodniej - próbował ratować sytuację i własną skórę.
- Wolę pobawić się w doktora tutaj. Nawet przyniosłam swoje ulubione zabawki - podsunęła tacę, na której leżały trzy skalpele, hak chirurgiczny, piła, kleszczyki i kilka inny drobiazgów.
Aneta usiadła na nim okrakiem w króciutkim białym fartuchu w białych pończochach ze stetoskopem na szyi. Z badawczym wzrokiem jeździła placami po jego ramionach i klatce piersiowej. Starannie i powoli próbowała wyczuć rys żeber, co było nieco utrudnione, gdy Adam zaczął się wiercić.
- Jesteś chora! Złaź ze mnie. To nie tak miało być! - Zaczął krzyczeć.
- Im bardziej będziesz się ruszać ,tym więcej szkód sobie wyrządzisz.
- Jesteś psychopatką! - Próbował oswobodzić ręce, ale pasy były mocno zapięte.
- Możemy sobie pomóc - wskazała na knebel i leżący obok zastrzyk - Kwestia czy jesteś staroświecki, czy wolisz bardziej nowoczesne metody.
- Pomocy! - Wrzeszczał ile sił w płucach - Niech mi ktoś pomoże! Pomoc... - Poczuł ukłucie i w tym samym momencie jego głos zamilkł.
Próbował wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, jednak na próżno. Widział, jak Aneta pochyliła się rozpiętym dekoltem nad jego twarzą tylko po to, by przesunąć następną tacę bliżej siebie. Na kolejnej leżał cały zestaw fiolek i strzykawek niemal o wszystkich kolorach. Była też strzykawka średnicy dwóch palców.
- Kochanie wiem, że dziś będziesz małomówny, ale zapewniam cię, że znajdziemy nić porozumienia - mówiąc to, zaczęła nawlekać zakrzywioną igłę do zaszycia ran - Wiesz, jestem ogólnie nieśmiała, ale czasami lubię się też zabawić - i chwyciła strzykawkę z niebieską zawartością.