Siostra
Właściwie każde zdanie, które wypowiadała powtarzała kilkakrotnie. Od czasu do czasu Cyganki, które stały nad nami również powtarzały za nią jak echo, jak mantrę. Żeby jeszcze bardziej namieszać mi w głowie, żeby zagadać ciszę, kiedy siedziałam otępiała i nie wiedziałam co robić.
- Krzyż, musi być krzyż! – syczały chórem.
Bez słowa włożyłam z powrotem do portmonetki dziesięć złotych i wyjęłam banknot stuzłotowy. Cyganka nachyliła się do mnie, miałam jej twarz tuż przed swoją. Była ładna, najładniejsza z nich wszystkich. Miała czarne włosy, czarne oczy, ale bledszą twarz niż pozostałe. Zapamiętałam, że była usiana drobnymi piegami. Czy Cyganki mają piegi?
Długo mi się przyglądała po czym szybkim ruchem wyjęła pieniądze z mojej dłoni i niespodziewanie szarpnęła mnie za włosy. Zgniotła banknot wraz z garstką moich włosów, napluła i zamknęła dłoń. Zacisnęła ją w pięść na sekundę, a kiedy otworzyła moich stu złotych już nie było. Zdaje się, że można było się tego spodziewać.
Do tej pory w ogóle się nie odzywałam, od czasu do czasu uśmiechałam się blado i głupkowato. O ile nie zostałam celowo zahipnotyzowana Cyganki musiały mnie wziąć za kompletnie niedorozwiniętą idiotkę. Teraz spojrzałam w oczy wróżącej mi dziewczynie, która właśnie sprawiła, że moje sto złotych się ulotniło i powiedziałam głośno, wyraźnie lodowatym tonem:
- Proszę oddać mi moje pieniądze!
O dziwo mój głos nie zadrżał, wydawał się być mocny i stanowczy, mimo, że w środku cała dygotałam. Na sekundę nasze spojrzenia spotkały się, a potem wszystkie Cyganki znów równocześnie zaczęły syczeć:
- Jakie pieniądze??
- Co nam zrobisz?!
- Nie dawałaś nam żadnych pieniędzy!
Siedziałam bez ruchu, kolana miałam jak z waty, czułam mrowienie w nogach.
Dziewczyna, która ukradła moje pieniądze wytarła dłonie o ławkę i położyła je na swoim dużym brzuchu. To mógł być siódmy miesiąc. Przyglądała mi się chwilę w milczeniu. Jako jedyna nie syczała wraz z pozostałymi. Po chwili nachyliła się do mnie z agresywnym grymasem na twarzy:
- I co teraz? Zadzwonisz na policję??
Roześmiała mi się prosto w twarz. Spojrzałam bezradnie na nie wszystkie po kolei. Czułam się strasznie. Było mi żal samej siebie – oszukanej dziewczynki i ofiary losu, a z drugiej strony byłam wściekła. Jak mogłam dać się tak oszukać? Było mi tak wstyd, że wiele czasu minęło zanim opowiedziałam o tym komukolwiek. Dałam się wkręcić jak ostatnia naiwniaczka. Do tej pory mam wrażenie, że rzuciły na mnie jakieś czary, że to nie mogło się wydarzyć w normalnych okolicznościach.
Oczywiście jak na tamte studenckie czasy była to kupa forsy. Sto złotych oznaczało zapłacone rachunki. Albo czynsz. Albo pełną lodówkę przez cały miesiąc. Ale nie to najbardziej wytrąciło mnie z równowagi. Poczułam się oszukana, okradziona i upokorzona. Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji.
Wstałam, odwróciłam się ostatni raz w stronę ciężarnej dziewczyny i powiedziałam trochę bez sensu jedyne, co przyszło mi do głowy:
- Nie jestem twoją siostrą. Na pewno nie jestem.
I poszłam. Anka jakby dopiero wyrwana z letargu pobiegła za mną. Byłam blada jak ściana, nogi miałam miękkie jak z waty. Doczłapałam jakoś do następnej ławki. Padłyśmy na nią obie w poczuciu jakbyśmy właśnie przebiegły maraton nawet nie sprawdzając czy odblaskowa, zielona farba już wyschła. Miasto obok nas tętniło życiem, ale między nami zapadła drętwa cisza. W końcu Anka odezwała się: