Siostra
- I co, miałabym na nie nasłać stado białych myszy? – zachichotałam ironicznie.
- Nie! Myszy może nasłać tylko dziewczyna w ciąży! – odpowiedziała Anka tonem eksperta patrząc na mnie pobłażliwie jak na zwykłą ignorantkę w dziedzinie czarów.
- No cóż, będę musiała podszkolić się w moim nowym fachu. Wygląda na to, że może mi się jeszcze przydać... – powiedziałam na głos, a może tylko pomyślałam.
Nie pamiętam. Minęło już tyle lat...
Tego wieczoru, po spektaklu zaprosiłyśmy przyjaciół do siebie. Kupiłyśmy największą butlę martini, jaką mieli w sklepie na dole, do tego przekąski i słodycze. Zamówiłyśmy dwie ogromne pizze. W ten sposób pozbyłyśmy się szybko feralnego banknotu. Jakoś nie miałyśmy ochoty nocować z nim pod jednym dachem, nawet kosztem głodowania przez resztę miesiąca.
Cóż, oprócz tego, że stałam się bardziej asertywna i ostrożna właściwie całe to zdarzenie niewiele zmieniło w moim życiu. Może tylko tyle, że kiedy widzę zaczepiającą przechodniów Cygankę, to przyśpieszam kroku i nigdy, za żadne skarby nie patrzę jej w oczy. Może jeszcze to, że czasem wydaje mi się, że jestem czarownicą...
Mimo, iż właściwie nic się nie stało wciąż nie mogę zapomnieć tej historii i piegowatej twarzy tamtej ciężarnej dziewczyny. Mam nadzieję, że teraz, kiedy ją opowiedziałam nie odwiedzą mnie żadne białe myszy. Liczę na to, że te przeznaczone dla mnie już dawno odeszły na zasłużoną emeryturę.