SASZA
długo będę musiała łgać jak z nut przed tymi ludźmi?! Pomyślałam w duchu sobie. Saszy ojciec popatrzył na mnie i na niego , widać wyczuł z mojej strony, że nie mam ochoty tego tematu ciągnąć przy stole. Później atmosfera zmieniła się na bardziej swobodną (jak dla kogo? Dla mnie na pewno nie). Moja mama wyciągnęła z regału aparat fotograficzny FUJI i Sasza zaczął pstrykać po kolei zdjęcia w mieszkaniu. Były to fotografie przeważnie grupowe. Najgorszy moment był dla mnie kiedy ustawił aparat i szybko z doskoku przyszedł do mnie przykucnął na dywanie i objął mnie ramieniem do zdjęcia przy tym perfidnie szczerząc kły do obiektywu. Oj jak ja wtedy miałam ochotę wytrzaskać go po pysku za wszystkie czasy odkąd nade mną znęcał się i poniewierał mną. Z tyłu nie widział więc nad głową jego pokazałam do zdjęcia dwa palce w postaci rogów. Robiąc z niego diabła w prześni i w dosłownym tego słowa znaczeniu .Tylko moja mama to dostrzegła z boku i lekko się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłam jej uśmiech spoglądając do obiektywu, gdy lampa błyskowa zamrugała i aparat pstryknął Sasza mnie nagle zapytał: -czemu się śmiejesz? –Ja? Przecież do zdjęcia trzeba się uśmiechnąć? Tym bardziej do takiego prawie rodzinnego? Odrzekłam jemu pytaniem. Szeptem dodałam. –Sam przecież prosiłeś mnie, abym nie dała niczego po sobie twoim rodzicom poznać?... A tak. Skinął głową. Nazajutrz po śniadaniu mój ojciec zaproponował gościom wyjście na spacer i zwiedzenie miasta w towarzystwie jego, mamy i Saszy. Miałam w domu zostać sama z babcią. Propozycja bardzo przypadła do gustu Saszy, znał mniej więcej Lublin od kilku miesięcy chciał swoim rodzicom go pokazać. Jednak jego tato zadecydował, że nie pójdzie z nimi. Odrzekł: - byłem wczoraj na mieście bardzo długo, wy idźcie a ja sobie z Laurą zagram w szachy. To fakt Sasza wcześniej udzielił mi kilku lekcji w tej grze, ale nie czułam się jeszcze na tyle dobrym przeciwnikiem, żeby wygrać z kimś, kto mógł być lepszym graczem ode mnie. Tak więc ja i on zostaliśmy zupełnie sami. Moja babcia również wyszła razem z nimi nawet nie mówiąc dokąd i kiedy wróci. Dłuższy czas siedzieliśmy tak naprzeciwko siebie w moim pokoju nad partyjką szachów, ale właściwie żadne z nas nie grało. Raczej gapiliśmy się wspólnie na szachownicę i drewniane figurki. Poza tym nie wiedziałam o czym mam nawiązać temat z tym starszym panem, który w przeciwieństwie do swojego syna był dla mnie bardzo miły i przede wszystkim traktował mnie z szacunkiem. W duchu modliłam się milcząc siedząc wraz z nim, aby nie zaczął mnie wypytywać na temat Saszy. Nie miałam ochoty łgać i tym bardziej mówić mu szczerej prawdy. Nagle starszy pan spojrzał mi bardzo głęboko w oczy. -Powiedz mi Lauro, zaczął. Sasza i ty, wy tak naprawdę poważnie macie zamiar się pobrać? Na chwilę cała struchlałam. Nie mogąc z siebie wydobyć głosu. –Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale to czy wyjdę czy nie za mąż za pańskiego syna, zależy tylko od niego. To jego decyzja. Trudno jest mi cokolwiek powiedzieć teraz na ten temat, kiedy jego nie ma tutaj razem z nami. –Lauro powiedz mi proszę, kochasz Saszę? Poczułam jak mi coś w gardle ugrzęzło. Spuściłam smutno głowę i nic przez moment nie odpowiadałam. – Widzi pan jaka ja jestem. Bez wykształcenia, pokrzywdzona przez zły los. Czy mogę liczyć na lepszy wybór w życiu? Odpowiadałam pytaniem, nie dowierzając samej sobie. –Dziecko. Roześmiał się nagle. –To nie o to chodzi. Między młodymi powinno być coś więcej niż potrzeba zawarcia związku małżeńskiego tylko dlatego, aby zyskać dobro materialne dzięki jednemu, to nie powinna być z twojej strony również ucieczka od samotności. Obserwowałem was wczoraj przy stole. Znam swojego syna bardzo dobrze, potrafi udawać i zakładać na swoje prawdziwe oblicze różne maski. Było mi ogromnie niezręcznie, gdy przysłuchiwałam się tym słowom. Nie wiedziałam jak się mam zachować wobec tego człowieka co odpowiedzieć jemu na to? Nie chciałam go zranić,