Rytuał
y AK-owcy odstrzeliwali tam kolaborantów. Niedaleko jest taki stary, opuszczony bunkier. W nim możemy odprawić rytuał. Ściągnąłem ostatnio z neta nieco materiałów na ten temat, a ze strony ezoterycznej zamówimy potrzebne rekwizyty. Co wy na to?
- Ty masz najebane pod sufitem – stwierdził Seba.
Maniek tylko dziwnie się uśmiechnął. Zgłębianie tajemnic czarnej magii od dawna było jego pasją. Z zapałem buszował po forach tematycznych, na których różni zapaleńcy wymieniali się zaklęciami, przedziwnymi rytuałami i sekretnymi formułami.
- Dlaczego nie? Zamawiaj, co będzie potrzebne. Jak skołuję kasę, to ci oddam – odparł Jacek.
Oczyma wyobraźni widział panią Kowalską rozerwaną na strzępy przez jakiegoś przybysza z zaświatów. Flaki oplatające żyrandol niczym łańcuchy choinkowe, fragmenty mózgu skapujące z sufitu, ściany mieszkania zbryzgane krwią. Perspektywa wykończenia nauczycielki sprawiła, że od razu wrócił mu humor.
- Zajebiście! – Marian cmoknął z zadowoleniem. - W takim razie jesteśmy umówieni. Kiedy wszystko skombinuję, napiszę wam esemesa.
2.
Dzień powoli chylił się ku końcowi. Ostatnie promienie zachodzącego słońca delikatnie muskały ściany starego, dwukondygnacyjnego bunkra, leżącego na skraju otoczonej gęstym lasem polany. Budynek był w kiepskim stanie. Ciężkie, stalowe drzwi, mające uniemożliwić nieproszonym gościom dostanie się do wewnątrz kompleksu, zżarła rdza. Zostały jedynie strzępy blachy, wiszące na czymś, co kiedyś było zawiasami. Całą konstrukcję porastał mech, maskujący lepiej niż najwymyślniejszy kamuflaż.
- Ja pierdolę! Ale to wielkie! – krzyknął Seba z zachwytem. – Tylko dlaczego mało kto wie o tym miejscu? Przecież można tu robić zajebiste imprezy! Wyobrażacie sobie? Chlanie i dupczenie do białego rana, w rytm hymnu Wermachtu, puszczonego ze starego gramofonu!
- To był polski bunkier, debilu. – Maniek sprowadził brata na ziemię. – A nikt tu nie przyłazi, bo ponoć jest nawiedzony. – Wskazał palcem pogrążone w ciemności wejście i ściszył głos. – Ktoś mi kiedyś mówił, że nocą dochodzą stamtąd odgłosy, od których wypadają włosy łonowe, a te na głowie stają dęba jak kutas.
Jacek parsknął śmiechem.
- Pieprzysz jak potłuczony.
- Uuuuuuuuu!!! – zahuczał mu do ucha Maniek. – Jestem duchem Adolfa! Przerobię cię na mydło!
Seba wyciągnął z plecaka tanie wino, o wdzięcznej nazwie „Sperma Szatana”.
- To jest to, co tygryski lubią najbardziej – westchnął.
Chłopcy w kilka minut opróżnili butelkę. Po niej następną i jeszcze jedną. W międzyczasie polana pogrążyła się w półmroku. Opary gęstej mgły spowiły okolicę.
- No to co, kurewki, zapraszam do mojego burdelu! – Maniek zamaszystymi ruchami rąk nakazał towarzyszom wejść do bunkra.
Sam pozostał jeszcze przez chwilę na zewnątrz, by oddać mocz. Tymczasem Sebastian z Jackiem, oświetlając sobie drogę kieszonkowymi latarkami, badali przedsionek.
- Patrz – Seba skierował snop światła na jedną ze ścian – nawet nie pobazgrane sprayem. Chyba naprawdę nikt tu nie przychodzi. Przejebane miejsce…
- No – mruknął tylko Jacek.
Przez jakiś czas czekali w milczeniu. Wyobrażali sobie, jak musiała wyglądać służba w takim obiekcie.
- Hej, dziewczynki! Show must go on! – bełkotliwy wrzask Mańka wyrwał ich z zadumy.
Chłopiec, zataczając się, wyrzucał na ziemię zawartość plecaka. Było tam wszystko, czego prawdziwy czarownik potrzebował do przyzwania ducha. Kreda, czarne świeczki, czerwona wstążka, stary widelec oraz postać pani Kowalskiej, wycięta ze zdjęcia klasowego.
- A teraz, najlepsze – szepnął z dumą w głosie.
Ku przerażeniu Jacka i Sebka, wydobył z kostki ludzką czaszkę.
- Ta