Ruskie przyszli! (cz.1/2)
Skończył się czas dzieciństwa i ledwie opierzonego czasu młodzieńczego. Ukończyłem podstawówkę.
Dwa miesiące wakacji były, jak zwykle, bardzo ciepłe. Minął lipiec, nastał już sierpień. Korzystałem z upalnego lata, codziennie udając się pieszo przez Lasek Rudnicki na plażę nad jeziorem. Daleko było, prawie godzina marszu żużlową, leśną drogą. To była dla mnie tylko drobna niedogodność. Kilka kanapek i napoje w butelkach wystarczały na cały dzień pobytu na plaży. Właściwie większość czasu spędzałem w wodzie, piasek na brzegu potrzebny był tylko na chwilowe wygrzanie się i pogawędki z kolegami.
Kolejny dzień od rana zapowiadał się na równie gorący jak poprzednie. Wstałem wcześnie, zjadłem śniadanie, zapakowałem jedzenie na cały dzień i ruszyłem przez las nad jezioro. Tym razem szedłem sam. Zostało mi do jeziora jeszcze z dwa kilometry, kiedy nagle zobaczyłem wkopany w poprzek drogi drewniany szlaban, a obok niego... sałdatów. Ruskich żołnierzy! Przetarłem oczy, ale obraz nie zniknął. Kilkadziesiąt metrów przede mną stało uzbrojonych kilku krasnoarmiejców. Byli ubrani w spłowiałe, płócienne bluzy-gimnastiorki, ściągnięte pasami z gwiazdą na klamrze, na nogach mieli sapogi, na głowach hełmy. Na ramionach mieli kałasznikowy... żołnierze „niezwyciężonej Armii Radzieckiej”. Co to, skąd oni tu?! Dlaczego?!
W pierwszej chwili stanąłem jak wryty, tak niespodziewany był to obraz. U nas nigdy ich wcześniej nie widziałem, ani w mieście, ani w lesie. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, aż mnie strwożyła. Wojna wybuchła?! Przecież nie śnię, widzę ich. Ani chybi wojna – byli w zwykłych, polowych mundurach, a nie wyjściowych.
Z emocji momentalnie wyschło mi gardło. Przełknąłem ślinę, przetarłem oczy. Żołnierze nie zniknęli, stali w bezruchu i bez słowa patrzyli się na mnie. Zebrałem w sobie odwagę i podszedłem bliżej. Kiedy byłem już tylko kilka kroków od nich, jeden z nich wystąpił, wyciągnął przed siebie rękę i odezwał się po rosyjsku:
– Pareń, nielzia. Nazad. Pierechoda niet tuda.
Stanąłem. W szkole mieliśmy język rosyjski, więc zrozumiałem, co powiedział. Nie mogłem jednak tak odejść, ciekawość przemieszana z obawą była silniejsza:
– A co się stało? Wybuchła wojna? Szto stałoś? Wajna?