Róże w czerni cz-1
Odwrócony tyłem do barmana, stał samotnie młody, przystojny, niebieskooki mężczyzna. Nie wydawał się zbyt rozmowny, więc nie brał udziału w rozmowie. W jednej ręce trzymał kieliszek wytrawnego wina, drugą niedbale zaciągał się papierosem, wypuszczając z ust kłęby dymu. Jego znudzony wzrok, błądził dookoła, co świadczyło, że nie był zachwycony panującym tu gwarem oraz duchotą, która wisiała w powietrzu. Sam nie wiedział, po co przyszedł i kogo chciałby zobaczyć dla poprawienia samopoczucia. Niespodziewanie, jego oczom, ukazała się młoda, roześmiana dziewczyna. Spojrzała na niego zalotnie, i prawie biegnąc podążyła za swoją przyjaciółką. Na jej widok, mężczyzna ocknął się raptownie, jakby wytrącony z popołudniowej drzemki, a jego usta rozjaśnił kpiący uśmiech. - Brzydula – skrzywił się kwaśno i bez wahania podłożył jej nogę. Dziewczyna zaskoczona tą niespodziewaną sytuacją, potknęła się kilkakrotnie i żeby nie upaść, wpadła w ramiona stojącego obok ochroniarza.
- Przepraszam, to przez tego typa – szepnęła.
Mężczyzna rozbawiony bezradnością młodej dziewczyny, uniósł wysoko brwi, wpatrzony w sufit - zarechotał głośnym śmiechem. Dziewczyna zmierzyła go lodowatym wzrokiem. (Nawet przez myśl jej nie przeszło, że ten bosko przystojny o niebieskich oczach mężczyzna, zgotuje jej kiedyś piekło na ziemi, przez które będzie musiała przejść) Mężczyzna, gdy przestał wreszcie rechotać, spojrzał na nią z góry, ale napotkał jej gniewnie zmarszczone czoło oraz przygryzioną dolną wargę. Swoją podstawą sprawiała wrażenie tygrysicy, która gotowa do ataku, pragnie zatopić w nim swoje ostre pazurki. Zaskoczyła go, jej podstawa i wyniosłe spojrzenie. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien milczeć, ponieważ stanie się pośmiewiskiem zebranych tu osób, a co najważniejsze, zostanie urażona jego duma. Spojrzał pewnie w jej oczy, ale ona nie spuściła wzroku jak mała dziewczynka. Stała nadal w tym samym miejscu i patrzyła na niego z pogardą.