Róże w czerni cz-1

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 Ciotka Nina, ukończyła akurat studia pielęgniarskie i podjęła pracę w jednej z Poznańskich Przychodni Rejonowej, która należała do Dzielnicy Grunwald. W pierwszej chwili, zaniepokoił ją list od kobiety, którą widziała zaledwie raz w życiu. Pierwszą myślą, jaka ją ogarnęła, była, że chodzi o jej syna. A może nie o syna, tylko o jej wnuka? – powiedziała głośno. Z bijącym sercem oraz drżącymi z nerwów rękami rozerwała kopertę. Wytarła mokre od potu czoło i odetchnęła z ulgą, że jej siostrzeniec jest cały i zdrowy. Po zapoznaniu się z treścią listu, podjęła natychmiastową decyzję, że zabierze chłopca do siebie. Zajmie się jego wychowaniem, bo w tej zapadłej dziurze, na nic dobrego nie wyrośnie. Nie znosiła swojego szwagra, wręcz go nienawidziła. Może dlatego, że kilka razy się do niej dobierał? A może winiła go, za śmierć swojej siostry? Ale co winne to biedne dziecko, które los tak srogo pokarał, zabierając mu matkę? – powtarzała z łzami w oczach. Z listu babci wynikało, że Artur jest niegrzecznym, aroganckim dzieckiem, z którym nie może sobie w żaden sposób poradzić. Codziennie napływały skargi sąsiadek, że chłopiec jest agresywny i znęca się nad młodszymi od siebie. Byli i tacy, którzy twierdzili, że chłopiec jest niedorozwinięty i ma wyraźne oznaki choroby psychicznej. - Boże! Czy któraś z tych bab, ma chociaż trochę oleju w głowie? Przecież to dziecko ma dopiero sześć lat! – krzyknęła. Ze złością zgniotła otrzymany list i wyrzuciła do śmieci. – Już postanowione, klamka zapadła. Pokażę tym starym ropuchom, jak się wychowuje dziecko – sapała, chodząc po pokoju. Już następnego dnia, cioteczka Nina, wysiadła z pociągu i skierowała się za podążającymi wąską uliczką, która prowadziła do rynku małego miasteczka.

– Czy dojdę tędy do ulicy Parkowej? – spytała młodzieńca pedałującego rowerem, który właśnie ją mijał.

- Tak, w prawo. Zaraz za placem zabaw – nie zatrzymując się odparł niedbale.

Nie zdążyła odpowiedzieć dziękuję, a już zniknął za zakrętem. Kuśtykając po nierównym chodniku, by nie stracić obcasów, dotarła wreszcie do placu zabaw. Przystanęła na chwilę, wsunęła na włosy przeciwsłoneczne okulary i obiegła wzrokiem bawiące się dzieci. Swoją największą uwagę skupiła, na niebieskookim o mocno skręconych włosach chłopcu. Uśmiechnęła się do niego tak słodko, jak tylko potrafiła.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59