Rozdział V
''nie''.
Gliniarz od strony okna nie odzywał się tylko spoglądał na Konrada wyłapując każdą mimikę nieobandażowanej połówki twarzy.
- Proszę pytać. – Konrad postarał się mówić głośno i wyraźnie chociaż był to dla niego ogromny wysiłek.
- To świetnie! Podobno jest pan początkującym pisarzem? Fascynujące, chociaż osobiście nie przeczytałem nawet szkolnych lektur a jednak osiągnąłem sukces w policji. Wie pan, przez ciężką pracę, determinację i rozum. Nie muszę wiedzieć wszystkiego co się dzieje na świecie wystarczy mi ten mój mały, skromny świat. A pan od zawsze był pisarzem?
- Jestem od niedawna i można powiedzieć, że już nim nie jestem. Straciłem pracę.
- Nie tylko pracę jak widać - gliniarz szczerząc zęby zerknął na partnera. - Brakuje panu pół twarzy! Na pewno nie pamięta pan co się stało? Ma pan wrogów w pracy? Ktoś życzy panu śmierci?
Trzeba naprawdę kogoś nienawidzić aby wkraść się do hotelu ze żrącym środkiem, napaść człowieka w jego własnym pokoju i trwale okaleczyć jego twarz. To jest ściśle zaplanowane działanie a nie przypadkowa próba morderstwa w afekcie. Ktoś pana nienawidzi bardziej niż własną wolność. Co pan narobił?
- Napisałem idiotyczną powieść i ponoszę teraz konsekwencje.
- A co? Ma pan chorego psychicznie fana?
- Na boga nie. Fana? Nie mam fanów, książka się nie sprzedaje.
- Skąd pan wie, że to nie fan. Przecież nic pan nie pamięta to skąd ta pewność, że to nie jakiś czytelnik głupot jakie pan wymyślił.
Gliniarz przenikliwie przeszył wzrokiem leżącego jakby chciał dobić umierającego na polu bitwy. Konrad poczuł niechęć jaka biła od strony stróża prawa do jego osoby. Uwaga o głupotach jakie napisał była dość wymowna. Nie znali go, nie szanowali i nie wierzyli mu.
- Nie wiem jak panom pomóc.
Zamknął oczy ze zmęczenia i bólu jaki go przeszył dokładnie w chwili kiedy do salki weszła starsza, surowa pielęgniarka.
- A panowie co tu robią? Przecież doktor zabronił rozmawiać z pacjentem i wyraził się chyba
jasno! Proszę natychmiast wyjść!
- My właśnie wychodziliśmy. - Wstał i zasunął grzecznie krzesło. - Zanim pan zaśnie... Odwiedziliśmy już pańską byłą pracodawczynie. Pani Sonia to oryginalna kobieta, bardzo się przejęła pańskim wypadkiem, co prawda nie tak jak jej pracownicy... Ale wyjdzie pan ze szpitala to czeka pana niezły szok. Sam pan zobaczy. Powodzenia. Przyda się panu.
Konrad z ulgą przyjął opiekę pielęgniarki i sztuczny chemiczny sen jaki mu podarowała na polecenie troskliwego lekarza. Odpłynął do koszmaru jaki był tylko początkiem tego co mu przyniosło życie.