Rozdać się
- Za to, głupi gnojku, nie dostaniesz podwieczorka! –
zawyrokował krasnoludek i poprawił czapkę. Podwieczorek to była najcenniejsza
rzecz. Codzienny prezent. Część większej umowy między światem a dzieckiem.
- A wy, jeśli się nie uspokoicie, to dostaniecie tylko jabłko i kromkę chleba.
Z pewnością też nie wrócicie szybko do domu. – Pielęgniarze próbowali zapanować
nad sytuacją szantażem. Kłamali, że posiadają wpływ na dobór jedzenia,
przyjście rodziców a nawet stan zdrowia. W rzeczywistości nie kontrolowali
niczego. W odpowiedzi na groźby podniosła się wrzawa.
Patrycja w przypływie odwagi podeszła do wyłącznika i
zgasiła światło. Salę wypełniło zaciekawienie. W półciemnościach lekko
pobłyskiwało miedziane uziemienie w kontakcie z podłogą. Zapanował dogodny
moment, krótka chwila przed odzyskaniem pewności siebie. Przeraziła ją ta
konieczność zabrania głosu i świadomość, że lepszej okoliczności nie będzie.
Przywróciła światło.
- Proszę, wróćcie na swoje miejsca. Dziś rozdajemy silne leki. Niewłaściwie
podane mogą nawet zabić. - Była bardzo skoncentrowana ale też krucha
jednocześnie. Odniosła wrażenie, że dzieci są bardziej zlęknione współpracą,
niż histerycznym buntem. – Nikomu nie zabierzemy deseru. Tobie też – powiedziała
do ofiary wojennej.
Pacjenci powrócili na miejsca. Potem na osobności wyjaśniła personelowi swoje przybycie. Robiła to z trudem. Konieczność zabrania stanowczego głosu wobec dzieci wykończyła ją i teraz daleka była od szczerych oświadczeń. Nie przyznała, że być może lepiej będzie odesłać chorych do domu, niż ich torturować tutaj. Nie zdradziła swojego oburzenia wyzwiskami. Pozostawiła w tajemnicy rozpalającą satysfakcję, że właśnie pokojowo rozwiązała awanturę. Zmęczona, ponownie zamknęła się w sobie.
4.
Piotr zajmował małe biuro, przyklejone do księgowości. Kierował oddziałem dziecięcym i żeby to robić sprawnie, oddalił się od zgiełku. Ciasne pomieszczenie zapełnił wysokim regałem z dokumentami, kwadratowym stolikiem oraz parą zwyczajnych krzeseł. Nie przeszkadzało mu, że porzucił wygodny skórzany fotel. Był zdania, że takie dogodności rozmiękczają ludzi i utrudniają im osiąganie sukcesów. Piotr wyznawał surowe metody wychowania i słynął z powiedzonka „Einstein nic by nie osiągnął, gdyby nie jego problemy w szkole”. Nie był miłośnikiem słabych wyników w szkole, raczej stromych podejść pod górkę.
- Wiem, że jest tutaj pani, z powodu dziwnej przypadłości.
Czy wyładowania już słabną?
- Niestety nie.
- Wydaje mi się, że w jakiś sposób pani na nie zasłużyła. Proszę mi wybaczyć te
mocne słowa, ale tak naprawdę sądzę. Jestem bardzo szczery.
- To rzadko spotykane.
- Na fali tej szczerości powiem, że nie podoba mi się pani podejście. –
Patrycją poruszyło. Przez kilka dni nabrała odrobiny pewności wobec pacjentów,
która połączona z jej łagodnością przynosiła zaskakująco pozytywne
rozstrzygnięcia sporów. Tak przynajmniej sądziła. – Za życzliwą atmosferę mają
odpowiadać kostiumy pielęgniarzy. I tylko one. Swoją drogą chciałbym, aby pani
też go nosiła.
- Dobrze – wyszeptała. Narastał w niej wyrzut sumienia. Powinna była sama o tym
pomyśleć wcześniej. Dlaczego ma się odróżniać od reszty obsługi?
- Najgorsze, że dzieci teraz słuchają tylko pani. Na nocnych zmianach mamy
piekło większe niż kiedykolwiek wcześniej. To poważny problem, rozumie pani?
- Chyba tak. – Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Nie jestem w stanie zmienić nastawienia pozostałych pielęgniarzy. Zresztą,
nie jestem pewien, czy bym chciał. Einstein nic by nie osiągnął, gdyby nie jego
problemy w szkole. Wobec dzieci trzeba postępować twardo. I konsekwentnie.
Rozumie pani znaczenie konsekwencji w wychowaniu?
- Tak ,w pełni. – Przeciwnie do Piotra jednak nie uważała tego za wartość samą
w sobie.
- Najchętniej sam bym naprawił ten błąd. Ale tylko pani może zniechęcić do
siebie pacjentów. Oczekuję wyraźnej postawy. A może nawet mogłaby pani
wykorzystać tę przypadłość z iskrami na swoją korzyść? Mały pokaz siły będzie
świetnym argumentem. Przy nim może nawet krasnoludki będą z powrotem wyglądać
sympatycznie.
- Tylko że Ireneusz prosił mnie o łagodność – Drobne sprzeciwianie powolutku
wchodziło jej w krew. Wciąż bardzo sporadycznie decydowała się na stawianie
oporu, na wypowiedzenie drobnego „nie”, schowanego w cieniu pozornego „tak”. I
za każdym razem wzbudzało to w niej silne emocje.
- Szanuję jego zdanie, nawet błędne, ale to jest mój oddział. Przy najbliższej
okazji spróbuję mu o tym przypomnieć. Tymczasem duże przybranie czeka na panią
w dziale kadr.