Rozdać się
Opuściła biuro zakłopotana. W duchu przyznawała rację Piotrowi, że doprowadziła do bezradności pozostałych pielęgniarzy. Od pewnego czasu ich rola sprowadzała się wyłącznie do rozpaczliwego przybiegania i oznajmiania, że w sali domagają się jej obecności. Jak ma teraz to odwrócić? Czy naprawdę wystarczy, że wpadnie i spróbuje nastraszyć eksplozją, lub dwoma? Przecież w porównaniu z dotychczasowymi interwencjami, ta będzie wyglądać nienaturalnie. Chyba, że pozostanie zdeterminowana. Jeśli odpowiednio długo wytrwa, to jej poza stanie się jej naturą.
5.
Od chwili zdjęcia fartucha z wplecionym miedzianym drucikiem miała około jednej godziny. Po tym czasie ładunek skondensuje się na tyle, że spektakularnie rozbłyśnie w poszukiwaniu najbliższego uziemienia. Założyła kostium krasnoludka. Był uszyty z ciepłych, nieprzewiewnych materiałów. Być może nawet nieprzemakalnych. Pozostanie w nim było jak założenie pełnego stroju narciarskiego w letni dzień. W takich warunkach nawet najbardziej życzliwi pielęgniarze ulegli by irytacji.
Przypomniała jej się ta głupia myśl, gdy stała przed ilustracją jakiś czas temu. Chciała być tak cierpliwa jak rysunek. Wyglądem upodobniła się do niego zupełnie, ale czy nastawieniem? We własnym mniemaniu dość dzielnie zniosła przemianę z sanitariusza w negocjatora. Czy da radę z negocjatora przejść w upiora z dziecięcych snów?
W sali trwała wojna na poduszki. Patrycja weszła razem z
jednym pielęgniarzem i zgodnie z umową, pozwoliła mu działać.
- Hej, starczy już tego, macie przestać! – krzyczał. Dzieci zupełnie go nie
dostrzegły i rzucały dalej. Skierował uwagę na tego samego chłopca, który
wcześniej udawał konającego żołnierza. – Masz natychmiast przestać, inaczej
pożegnaj się z deserem!
- Ha ha ha, przecież tak nie wolno! Nie wolno! Prawda proszę pani?
- Macie go słuchać – odparła cicho Patrycja. Było niewyobrażalnie gorąco. Cała
spocona, marzyła tylko o zdjęciu tego kostiumu. Chłopiec na chwilę zastygł i
zmrużył oczy, badając czy to żart.
- Nie wierzę, nie wierzę, nie nie.
- Masz go słuchać ... gnojku – wydusiła z siebie sztucznie. Zdezorientowane
dziecko przytuliło poduszkę oburącz do brzucha, niczym gigantyczną,
niekształtną maskotkę i stanęło boso na podłodze. Zrobiło mały krok.
- Niech pani przestanie – powiedział falującym głosem i podszedł bliżej. –
Przecież pani jest taka ... kochana! – Upuścił poduszkę, wyciągnął rączki i
rzucił się z zaskoczenia na zatopioną w pozie Patrycję. Jeszcze próbowała
odchylić się od objęcia, ale było za późno. Błysk poraził obydwoje i wydał
głośny dźwięk pękającej folii.
- A teraz natychmiast do łóżek, albo spotka was to samo! – krasnoludek
rozkazał, po czym siłą przeniósł oszołomionego chłopca na miejsce. Jeszcze
chwilę straszył i tak już przerażone dzieci, po czym wyszli obydwoje.