Rojenie
Męska czujność. Trzeba swoje mieć na oku, a władzę nad przyciskami, a okrasić całość wolą do pokrywania.
Mogłeś sobie na nią pozwolić. Romantyczki są niepoprawnie naiwne, za to mało kosztowne. Pozwoliłeś sobie na nią, a jej na dobieranie pozostałych sprzętów, kolorów, kształtów.
Twoje trwałe ruchomości trwały aż do dzwonka i podzwaniania. Felernego dnia z ekranu wyskoczyło zakłócenie, wirtualnie popieprzony frajer. Nieco wcześniej widziałeś, że uśmiechała się do poświaty. To miało prawo zaboleć, albo przez moment nieprzyjemnie ukłuć. Między lodówką, a odkurzaczem, między wieszaniem prania, a noszeniem herbaty - mogła uśmiechnąć się do ciebie tak samo swobodnie. Nie uśmiechała się. Byłeś przekonany, że mogłaby, miała za co, skoro przy tobie miała swoje wszystko.
Zabandażowany pragnął udusić gadulską zmorę gołymi rękami. Nie mógł, nawet nie wiedział z jakiego kąta wyłazi i atakuje. Pchała się falami w jego mózg, rozsiewała ględzenie, żeniła go z wybranymi fragmentami z jego biografii, z kawałkami wyskubanymi z premedytacją. Namolna majacznica wiedziała o nim wszystko, kpiła, grzebała w pamięci, przypierała do muru i nie odpuszczała. Czatowała. Nadgorliwa i wrogo nastawiona niańka. Gdyby tylko mógł, dorwałby to ścierwo, zacisnąłby palce na gardle, wepchnął wszystkie słowa w bebechy, wkopał w dupsko każde zdanie, jakim go uraczyła. Odzyska siły, czuje więcej i już słyszy przepływ powietrza, nie bolą plecy, knebel nie uwiera w podniebienie. Od kilku dni nie musi zastanawiać się ile śliny wydziela i jak ją połykać, żeby nie zbierała się w dołki przy obojczykach. Jeszcze nie ma wyboru, ale poczeka. Wtedy wsadził łeb zmory w menisk rtęci w fontannie. Przytrzyma pod lustrem rtęci do skutku, aż nie uzyska gwarancji, że raz na zawsze skończy się sumienne rozdrapywanie słabostek jego życia.
Część II
- Przełożę twoją kartę do nowego telefonu. Jest łatwy w obsłudze, specjalnie wybrałam z większym ekranem, nie będziesz miał problemu z małymi literami.
- Kiedy kupiłaś?
- Wczoraj, po wyjściu ze szpitala. Skorzystałam z promocji "za złotówkę".
- Kończy się kasa?
- Nie. Zapisałam wydatki. Notes jest w szafce przy tapczanie. Jeszcze nie musisz przejmować się funduszami. Rachunki są obok, spięte i włożone do koszulki. Przysłali ofertę z Ery. Pomyślałam, że skorzystam i wybiorę telefon pod twoje obecne potrzeby. Sobie zostawiłam stary, przyzwyczaiłam się do samsunga.
- W porządku. Pytam na wszelki wypadek. Jakby co, to tankuj na kartę, potem się spłaci.
- Nie korzystam z samochodu.
- Dlaczego?
- Wolę przejść się na piechotę. Kupiłam karnet na miejskie. Jest mi z tym wygodniej. Rano byłam w boksie przepalić samochód, alarm działa. Doszły już wszystkie papiery za złomowanie motoru.
- Podaj mi kule, nie wyrabiam w łóżku.
- Nie podniosę cię sama. Lepiej nie wstawaj.
- Kotku, nie wyrabiam, dupa mnie boli, boki też. Podasz mi te kule?
- Idę po kogoś z obsługi. Znowu zachwiejesz się, a sama cię nie utrzymam.
Wkurzało go człapanie w asyście opiekunek. Podrzucał ramionami strzepując ich dłonie z piżamy, więc pielęgniarka i Renia szły obok. Udawały, że nie zauważają złych humorów pacjenta. Kobiety rozmawiały tak, jakby znały się latami. Z leków przechodziły do wypieków, potem wracały do spraw medycznych, by za chwilę wyrażać poglądy o fryzurach lub wygodnych trzewikach. Siostra była wyższa od Reni, silniejsza i bardziej wylewna. Wyjaśniała ze szczegółami, które opatrunki zdają egzamin, gdzie nabywa się sprzęt do rehabilitacji w domu, wyliczała pożytki z kołnierzy usztywniających kark. W potokach mowy dotarli do stoliczka pod oknem, w kaskadach pielęgniarskich porad chory zajmował krzesełko przy parapecie.