Ród Lorenfagów 1
-Anno, wstawaj! Teraz musisz to porąbać na kawałki. Nie chcesz tu chyba siedzieć do nocy.
Rozalii nie musieli tego powtarzać. Od razu zaczęła rąbać. Anna jednak potrzebowała chwili. Zaczęła stękać jak stara babcia i biadolić nad sobą. Musiała jednak pomóc siostrze, bo nie chciała, by ta pomyślała, że jest leniem. Poza tym nie chciała tu siedzieć do nocy. I musiała wytrwać w tym postanowieniu, by nauczyć się władać siekierą. Przyszło jej nawet na myśl, by wtajemniczyć młodszego brata w ich plan, bo wiedziała, że ten na pewno ich nie wyśmieje, a nawet poprze. Wstała więc zmobilizowana do pracy. Chłopaki, jak widzieli ich zaciętość, postanowili im pomóc, by praca poszła im jeszcze szybciej. Anna na koniec dnia poczuła ogromną satysfakcję, że udało jej się pokonać barierę i dokonać w jej przypadku czegoś niemożliwego. Ręce jednak miała tak obolałe, że doszła do wniosku, że najwcześniej siekierę chwyci dopiero za miesiąc. Na dłoniach miała pełno bąbli, bo nie była przyzwyczajona do tak długiego trzymania drewnianego uchwytu. Przez to każde chwycenie jakiejś rzeczy nie odbywało się bez syku. Bolały ją nawet opuszki palców.
Rozalia zaś nawet nie myślała robić sobie przerwy. Już na drugi dzień męczyła siostrę o wtajemniczeniu Ścibora w ich plan, bo tak jej się spodobał ten pomysł. Naprawdę chciała wcielić go w życie. Nie chciała być tylko biernym obserwatorem czy martwiącą się córką i siostrą o to, czy jej bracia z ojcem wrócą żywi. Anna też to czuła, miała jednak pełno obaw. No i bolały ją ręce. Zastanowiła się jednak chwilę. Stłumiła w sobie te obawy i słomiany zapał. Postanowiła przestać myśleć o bólu. Niech chociaż raz uda jej się z siostrą zrobić coś razem z sensem. Niech ona raz chociaż nie opuści Rozalii w tak ważnym postanowieniu. Wzięła głęboki wdech i głośno wypuściła powietrze z płuc.
-No, dobra- powiedziała do siostry i z ogromnym wysiłkiem pokonując wewnętrzną niechęć, wstała z krzesła, odłożyła robótkę na drutach, którą ledwo trzymała w dłoniach i poszła szukać z Rozalią młodszego brata.
Znalazły go w ogrodzie, gdzie ćwiczył machanie szpadlem, próbując ścinać nim gałęzie starego, wyschniętego drzewa.
-Ścibor- zawołały brata, gdy zbliżały się ku niemu.
Brat przerwał na chwilę zamachnięcia, by spojrzeć na siostry.
-Co?- zapytał i natychmiast wrócił do ćwiczeń.
-Jak to dobrze, że ćwiczysz sam teraz- powiedziała na wstępie Anna.
-Yhm- mruknął brat, nie przerywając sobie.
-Mamy nietypową prośbę do ciebie- powiedziała Rozalia.
-Yhm- Ścibor zamachnął się na gałąź wiszącą tuż nad jego głową i ją ściął- Jaką?
-Tylko, że ona wymaga tajemnicy, żeby nas nie zlinczowali...- dopowiedziała Anna.
Ścibor, słysząc jej słowa, rzucił szpadel na ziemię i oparł dłonie o biodra, skupiając się w pełni na tym, co mają do powiedzenia bliźniaczki.
-Nauczysz nas też tak walczyć?
-Co?- młodszy brat myślał, że się przesłyszał- Jak? Was?
-No...- Przytaknęła Anna- Bo my też chcemy mieć swój udział w tej wojnie, jeśli będzie. Możemy wykonać jakąś tajną misję, a takie umiejętności nam się na pewno przydadzą. Nie chcemy siedzieć z założonymi rękami i patrzeć jak wy się męczycie. Poza tym kto normalny się będzie spodziewał po nas takich umiejętności?- argumentowała- Nikt. Jak ich nie posiądziemy, to może to być naszym gwoździem do trumny, jak was tu nie będzie, a Gawasoni tu przyjdą i nas dopadną.