Restaurator
- Dwa trupy w kilka minut? Egzekucja? Porachunki gangsterskie? – komisarz pocierał czoło z niedowierzaniem
- Masz nieaktualne dane. Trzy trupy. Wszyscy zginęli na miejscu.
- Jak to? – brwi komisarza nabrały orlego kształtu
Lekarz machnął palcem na komisarza aby poszedł za nim. Stąpali ostrożnie między kawałkami szkła. Chrzęst odbił się w ciszy, przerywanej tylko błyskiem fleszy fotografów. Podeszli do baru i nachylili się nad wysokim blatem. Na ziemi leżał twarzą do ziemi barman. W dłoni ściskał telefon, który upadł razem z nim na podłogę. Z jego głowy wyzierała ogromna dziura. Twarz była niewidoczna, ale wystarczyło spojrzeć na kałużę krwi, aby się domyśleć że sporo ciała zostało wyrwane przez przelatujący na wylot pocisk.
- To on zgłosił napad?
- Nie. Z tego co ja wiem to na miejscu pierwsza była drogówka.
- ???
- Taa… Też mnie to zdziwiło. Na zewnątrz, jakieś kilka metrów od wyjścia ktoś zgłosił wypadek samochodowy. Skasowany zaparkowany samochód. Drogowcy przyjechali i z zauważyli krew na oknie barowym. Tylko zerknęli do środka. Zobaczyli dwa trupy i wszystko jasne. Na zewnątrz do tej pory szukają świadków. Pokryli się w kamienicach i za każdym rogiem. Ludzie są wystraszeni jak cholera. Chłopaki skończyliście już tutaj? – lekarz wskazując na bar zwrócił się do okularników wydłubujących pociski z boazerii ściennej i fotografa wychodzącego z męskiej ubikacji. Ci w odpowiedzi cicho skinęli głowami. Patolog na chwilę zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze, po czym zjawił się za barem. Przekroczy ciało barmana i stanął w rozkroku dosłownie na nim. Wyciągnął palec wskazujący i wodząc nim jak radarem zaczął szukać niezniszczonego szkła. Poszczęściło mu się. Musiał mocno naciągnąć mięśnie aby dosięgnąć upragnionej szklanki. Porwał butelkę koniaku z jeszcze większą trudnością manewrując aby utrzymać równowagę nad trupem byłego pracownika. Wyciągnął szyjkę otwartej butelki w kierunku kolegi
- Hmm?
- Nie. Dzięki. Żona by mnie udusiła gdyby poczuła, że piłem w pracy, a chcę jeszcze dziś zjeść kolację. – odmówił zasłaniając się dłonią przed butelką.
- W takim razie pozwól że wypiję zdrowie pantoflarza, czyli Twoje. – przechylił kieliszek. – A za starego kawalera też wypiję. – uzupełnił kieliszek – Moje zdrowie – już miał przechylić kieliszek ponownie. Znieruchomiał i spojrzał w dół, na barmana. – Zdrowie już sobie zepsułem, więc pozwól że wypiję za twoją pomyślność w życiu wiecznym. Oby było lepsze niż to jak tutaj skończyłeś.
Pusty kieliszek stuknął o blat. Pewnie barman też by się napił ale brakowało mu połowy szczęki, ale jego dusza z pewnością była wdzięczna za ten toast jak za modlitwę za zmarłych.
- Chodź jeszcze ci coś pokażę – zaprowadził komisarza do ubikacji. Weszli ostrożnie. Na podłodze były miejsca oznakowane czerwonym markerem przez techników. Dowody oznaczano białymi tabliczkami z cyframi. Jedynka i dwójka na podłodze, trójka na suficie.
- To twoja działka ale pozwól że cię wyręczę. Tu się to pewnie zaczęło. – objaśniał patolog wskazując na jedynkę - Krew na podłodze. Nie ma jej za dużo ofiara żyła i uciekła z miejsca napadu. Na podłodze znaleźliśmy niewielką ilość amfetaminy. Większość została rozsypana, nawet nie zauważylibyśmy gdyby nie pusty woreczek. Pewnie jakiś ćpun był na głodzie, ale zamiast zapłacić chciał kropnąć handlarza. Nie trafił – wskazał na sufit – Handlarz musiał się bronić. Szkoda, może tutaj by się to skończyło. Chłopaki wyciągnęli gruby śrut z sufitu