Restaurator
- Właściwie sama tego nie rozumiem. Pyta pan, jakie emocje nim kierowały. Nie widziałem w nim żadnych emocji! Jakby nie był człowiekiem. Nie w tym sensie, że nie znał litości. Jemu chyba już na niczym nie zależało. Nie wiem co się stało wcześniej w męskiej toalecie, ale kiedy padły pierwsze strzały i na chwilę zrobiło się cicho oni rozmawiali. Ten który uciekał i jego znajomy z pistoletem. Obaj byli przerażeni. Ale nie on. Ostrzegał, że chce tylko zabrać ze sobą jednego z nich. Ten drugi się nie zgodził i wtedy…. Wtedy…- ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać
Komisarz wreszcie zrozumiał. Oparł się o siedzenie przygnieciony ciężarem problemu. Sukces przesłuchania zaćmiła wizja przyszłych problemów. Był już pewien swego. To nie był atak psychicznie chorego człowieka, czy też wojna gangu. Przebieg zdarzeń wskazywał na motywy osobiste. Zaczął podejrzewać, że ta sprawa się skomplikuje
- Jak on mógł to zrobić? Zawsze był taki uśmiechnięty. – blondynka wyszeptała ciche słowa do wymiętolonej chusteczki trzymanej na kolanach.
- Widziałaś go wcześniej? - detektyw otworzył szeroko oczy ze zdumienia. – dlaczego nie powiedziałaś nic policjantom. Kim on jest? Nazwisko? Do diabła! Jakiekolwiek były motywy jego działania, nikt nie ma prawa do biegania z bronią po ulicy. To nie dziki zachód! Jeżeli zabije kogoś niewinnego, to krew tej ofiary będzie częściowo na TWOICH rękach. – podniósł głos w nagłym porywie gniewu. Rzadko mu się to zdarzało, jednak szybko się uspokoił.
- Przepraszam. To nie może być twoja wina. Byłaś w szoku. W takich sytuacjach mało kto reaguje jak człowiek. Częściej zachowujemy się jak zwierzęta. Albo i gorzej. Ty byłaś bardzo dzielna.
Chwycił jej dłoń wyciskającą atomy z chusteczki. Przestała ją ugniatać i spojrzała mu w oczy i powiedziała z wyrzutami sumienia w głosie.
- Nie znam nazwiska ale wiem gdzie on pracuje. To całkiem blisko, prawie tuż za rogiem.
- Bardzo ci dziękuje drogie dziecko.
Blondynka uśmiechnęła się przez łzy. Nie pamiętała, żeby jej ojciec zwrócił się do niej tak ciepłym głosem. A dokładniej, nie wygłosił jej nawet nigdy takiego kazania jak komisarz. Obserwowała go jak wychodzi z radiowozu woła swego asystenta i znikają za rogiem. Odruchowo sięgnęła do torebki po paczkę papierosów i zapalniczkę. Drżącymi dłońmi zapaliła i zaciągnęła się dymem. Zakrztusiła się i zaczęła kaszleć. Ledwie napoczęty papieros wyrzuciła na zewnątrz. Opadła zmęczona na siedzenie. Rozluźniła się i ponownie zagłębiła wzrok w nicości, tak samo zanim dojrzał ją komisarz. Tym razem w kąciku ust pojawił się cień uśmiechu. Na zewnątrz, policjant przyglądający się jej przez szybę od dłuższego czasu, niby przypadkiem, rozgniótł butem jej ostatniego papierosa w życiu.
***
Komisarz nerwowym krokiem szedł ulicą nie mijając śmieci i dziur. Potykał się od czasu do czasu, przeklinając pod nosem ludzi nie mających pojęcia co to ekologia i robotników kładących kostkę brukową. Musiał złapać niedopięty płaszcz, który chciał mu wyrwać porywisty wiatr. Krawat zawisnął na plecach. Złapał go, wcisnął pod koszulę i zapiął płaszcz pod sam kołnierz. Jesień chyba przyjdzie wcześniej, śmieci zaczęły wirować wokół komisarza jak planety wokół słońca. Pędzili przez chodnik jak układ słoneczny przez galaktykę. Młody ledwie za nim nadążał, przejmując się jedynie własną fryzurą. Komisarz nie miał już takiego problemu. Większe zmartwienia pozbawiły go większość włosów.
Dochodzili na miejsce, kiedy asystent został kilka kroków w tyle znacznie zwalniając tempo marszo – biegu. Starszy policjant spojrzał do tyłu na młodszego z niecierpliwością. Wszedł po kilku stopniach, chwycił za klamkę ale nie pociągnął jej. Obrócił się i pogonił młodszego