Restaurator 8
8.Osiemidziesiąt kilo obłędu.
Szaleniec wypadł na ulicę i rozglądał się po ulicy szukając swojej ofiary. Tłum, który wylał się z baru minutę wcześniej rozlał się gdzieś w popłochu, ale ulica i tak była pełna przechodniów z niedowierzaniem przyglądających się krwawiącemu mężczyźnie ze strzelbą zwisającą u boku. Mijali go udając, że nic nie widzą, że to film kręcą, że to reklama, że to nie morze być rzeczywistość, że to nie ich sprawa.
Uzbrojony mężczyzna z chodnika wybiegł na ulicę mijając zaparkowane samochody i stanął na samym środku jezdni lustrując wszystkich pieszych idących spokojnie po obu stronach ulicy. Szukał kogoś biegnącego, poruszającego się w innym rytmie niż tłum, albo kogoś kto pełźnie na czworakach, wzbudzając popłoch wśród ludzi swym prymitywnym zachowaniem. Nic nie dojrzał. Zaczął nerwowo chodzić w miejscu, nadal rozglądając się po okolicy jak drapieżny ptak nad łąkami. Nie odzywał się ale było widać, że lada moment może eksplodować od nadmiaru emocji.
Nagle stanął w miejscu, kiedy przez miejski zgiełk przedarł się pisk opon samochodu ruszającego z miejsca z dużym przyśpieszeniem. Samochód ruszył wprost na mężczyznę, ten zamiast uciekać, uśmiechnął się złośliwie i złamał strzelbę aby wymienić amunicję. Nie bał się pędzącego w jego stronę pojazdu, nie bał się niczego, cieszył się bo odnalazł osobę, którą szukał za kierownicą małego, przerdzewiałego samochodu zmierzającego wprost pod jego muszkę.
Nie zdążył załadować, mały samochód rozpędził się bardzo szybko. Mężczyzna musiał uskoczyć na bok, wpadł plecami na maskę zaparkowanego samochodu, który przyjął cios rozpędzonego pojazdu. Gdyby pieszy nie podciągnął nóg do tułowia, ludzkie ciało zostałoby przygniecione przez uderzające o siebie dwie warstwy blachy. Nie trafiły na miękką izolację, więc w towarzystwie trzasku i odprysku lakieru odbiły się od siebie. Samochód Grubego ślizgając się po krzywej, przemieścił się na drugą stronę ulicy, stracił prędkość i zatrzymał się przy głuchym stuknięciu zderzaka o latarnię. Kierowca przeklął i uderzył oburącz w kierownicę, szybko chciał ponownie uruchomić silnik, nie udało mu się. Silnik umarł zniechęcony ręką szarpiącą nerwowo kluczyk w stacyjce. Nerwus z krwawiącym nosem popłakał się jak dziecko nie przestając przeklinać jak szewc, przestał panikować kiedy usłyszał pukanie w szybę od drzwi pasażera. Spojrzał wystraszony na bok. Jakby nic się nie stało, niemal przejechany mężczyzna stał spokojnie na zewnątrz i gestem wskazał aby otworzono mu drzwi. Mógłby wyglądać na kulturalnego faceta, gdyby nie jego bezuczuciowy wyraz twarzy i fakt, że zastukał w szybę końcówką lufy.
Grubas przeklął jeszcze głośniej i znowu zaczął bezskutecznie szarpać kluczyk. Na zewnątrz samochodu mężczyzna, złapał strzelbę oburącz i wziął zamach. Kolba przebiła szybę, zasypując siedzenie gradem drobinek szkła, natychmiast do środka wślizgnęła się ręka i wyłączyła blokadę tylnych drzwi. Mężczyzna natychmiast wcisnął się do środka i rozsiadł się wygodnie opierając wylot strzelby na siedzeniu kierowcy. Gruby poczuł zimną stal wciśniętą w policzek.
- Ruszaj!
- Ale... gdzie? – był zaskoczony jak taksówkarz, który pierwszy raz przewozi pasażera transwestytę i nie ma pojęcia gdzie to coś chce się udać. Albo nawet nie chce wiedzieć gdzie ma jechać.
- Ty już wiesz gdzie!
- Silnik mi wysiadł, nigdzie moim gratem nie dojedziemy.
- Więcej wiary! Na pewno odpali! Musisz po prostu wziąć głęboki oddech i uspokoić serce. - głos zamachowca brzmiał uspakajająco jak głos królowej śniegu a równocześnie przerażał swym chłodem. Podziałał na zdenerwowanego. Gruby, na wdechu, przekręcił kluczyk raz ale pewnie, tym razem nie puścił sprzęgła za wcześnie, wrzucił wsteczny bieg i wycofał się powoli z latarni zjeżdżając z chodnika. Odjechali bardzo powoli. Nigdy wcześniej nie prowadził w takim skupieniu, bo nigdy wcześniej nie prowadził z bronią przyłożoną do karku, która przypadkowo odpalona przy wpadnięciu do dziury, mogłaby jednym strzałem oddzielić jego łysą skarbnice wiedzy od reszty ciała.
Na ulicy ruch wrócił na moment do normy, tylko do chwili kiedy jeden z przechodni podniósł lament, kiedy zauważył swój zaparkowany samochód, że jest wgnieciony od strony jezdni. Natychmiast wezwał drogówkę.