Restaurator 7
A człowiek ten, upadł na ziemię tak nisko, że niżej się nie da i nic nie było w stanie mu pomóc. Wył i zwijał się w bólu a trójka ludzi bezskutecznie próbowała go uspokoić, przytrzymując jego ciało pozbawione kontroli, rozumu i woli życia. Pierwsza dawka środków odurzających nie pomogła. Lekarz zawołał siostrę o kolejną dawkę, oderwała się tylko na chwilę żeby powrócić ze strzykawką w ręce. Dwóch mężczyzn ledwie co potrafiło przytrzymać pacjenta, pomagali sobie całym ciężarem ciała wciskając go do ziemi kolanami i rękoma. Kobieta chwyciła go za jedno ramię, położyła się na nim, wbiła brutalnie igłę w mięsień, odrzuciła pustą strzykawkę i znieruchomiała.
Odczekiwali na działanie chemii słuchając wycia wilka złapanego w sidła, płacz pomieszany z warczeniem nienawiści do zbliżających się ludzi. Wszystkich. Tych wielu złych, którzy te sidła zastawili i tych nielicznych dobrych, którzy chcieli biedne zwierzę wyrwać z pułapki.
W miarę upływu czasu krzyk w ogóle nie słabnął, rosło natomiast zdziwienie w oczach lekarza i przerażenie w oczach pielęgniarki. Policjant zerknął na lekarza i spytał głośno przekrzykując wycie przygniecionego człowieka.
- Co się dzieje do jasnej cholery? Dlaczego lek nie działa?
Nie otrzymał odpowiedzi. Nie mógł jej otrzymać bo takiej nie było. Wykształcony lekarz z wieloletnim doświadczeniem sam nie mógł tego zrozumieć. Pacjent przeżył ciężki szok i pierwsza dawka jaką podał już powinna go pozbawić przytomności. Przecież podawał ją już mężczyznom o znacznie większej wadze, środek działał na nich błyskawicznie więc dlaczego ten facet jeszcze się szarpał i wył? Bał podjąć się następnej decyzji. Pielęgniarka uciekła z Sali, trzasnęła drzwiami, skuliła się pod ścianą, zasłoniła ciasno uszy i rozpłakała się. Ona też nie zrozumiała chociaż widziała już tyle nieszczęścia w swej pracy, tym razem ją to przerosło.
Lekarz odstąpił i ruchem ręki dał znać policjantowi aby się cofnął. Ten, odskoczył od ciała jak poparzony. Siedząc wciąż na ziemi obaj obserwowali jak ciało miota się coraz słabiej i wrzeszczy coraz ciszej. Obaj zrozumieli, że to ich próba pomocy przedłużała cierpienie ojca dziewczyny. Drażniła go, ich chęć zażegnania nie fizycznego cierpienia co nie ma sensu w ludzkim życiu. Tej wewnętrznej walki nie da się uniknąć a ci próbowali zwalczyć chemią coś co towarzyszy człowiekowi od czasu kiedy zszedł z drzewa. Nie mogli tego zrozumieć i nie chcieli. Teraz kiedy zauważyli jak mężczyzna ucichł i zwinął się na podłodze do pozycji embrionalnej stwierdzili, że leki zaczęły działać z opóźnioną reakcją. Taki fakt pasował do ich dającej zrozumieć się rzeczywistości bo prawda byłaby dla nich nie do zniesienia. Byłaby przerażająca.