Restaurator 7
7.Ścieżka we krwi
Kiedy umiera ludzka dusza, z gardła człowieka wydobywa się oprócz krzyku bólu jeszcze jeden bardzo niski ton, niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Mimo swej pozornej mizerności, przebija się on przez grube ściany starego budynku szpitala, ciągnie się korytarzem jak smugowy wąż aż do klatki schodowej. Tutaj wywołuje ciarki na plecach sterczącym samotnie z papierosem w ręku, aż po chwili zaczną gwałtownie kaszleć i pluć krwią. Dźwięk dociera do końca schodów i wije się dalej, do oddziału położniczego. Nie słyszy go żadna ciężarna kobieta nie mogąca spać w nocy, ale czują go nienarodzone dzieci. Zaczynają kopać i wiercić się, okręcają się wokół pępowiny i zaczynają się dusić ściskając drobniutkimi paluszkami przewód, który powinien im przynosić życie a w tej chwili przynosi śmierć. Dopiero teraz odzewem na cierpienie i strach przed poronieniem jest paniczny, wyciśnięty przez zęby krzyk matek. Cały oddział staje na nogi. Oby dobre moce nie dopuściły do żadnych narodzin martwego dziecka. Przynajmniej dziś w nocy.
Niesłyszalny krzyk wyrwany z serca, pełznie zadowolony z wywołanego chaosu dalej. Jeżeli po drodze trafi na oddział geriatryczny. Niejeden starszy mężczyzna czy kobieta, czyjaś babcia, dziadek, matka bądź ojciec, naciągnie koc wyżej czując przenikający chłód, nie będący skutkiem przeciągu. Zacznie im mocniej doskwierać wierna od lat choroba, stawy zabolą jak nigdy dotąd, mięśnie zaczną ciążyć i odmawiać posłuszeństwa, kości będą się kruszyć jak zlodowaciały śnieg nad słonecznym porankiem zgnieciony pod delikatnym naciskiem. Z ust dorosłych ludzi wyrwie się szept jak u małego dziecka: Mamo! Nie chcę umierać!
Niewidoczny wąż znów tryumfuje. Wypełza na ulicę, psy go czują i zaczynają ujadać jak szalone, a on przemyka pomiędzy oświetlonymi lampami i oknami, skacząc od cienia do cienia aż natknie się na pijanego mężczyznę próbującego bezskutecznie otworzyć samochód. Wąż z olbrzyma kurczy się do małych rozmiarów i wspina się po nodze mężczyzny, plecami aż na ramię i tam coraz mniejszy kryje się w uchu człowieka i szepcze. Kieruje jego dłonią aby pewnie włożył klucz do dziurki od drzwi samochodu i usiadł wreszcie za kierownicą. Odpala silnik i z satysfakcją rusza do przodu w towarzystwie pisku opon. Wciska pedał gazu, aż ten schowa się cały w podłodze, zmienia bieg i znowu gaz do dechy. Przez otwarte okno wpada do środka rześkie powietrze a na zewnątrz wypada głośna muzyka, najpopularniejsze utwory listy przebojów tego tygodnia. „Laski na to lecą!” – myśli mężczyzna – „Szkoda, że teraz żadna go nie widzi”. On to jest dopiero ktoś. Luksusowy szybki samochód, drogi garnitur i zegarek, piękna żona. Właśnie, żona pewnie już śpi i nie czeka na niego z niecierpliwością jak to robi większość żon. Ale one pewnie nie są takie piękne. I po tej myśli dociska pedał gazu jeszcze mocniej jakby chciał zdeptać karalucha na podłodze. Dlaczego ulice są takie puste? Czy w tym mieście nie ma nocnego życia?
Otóż jest, ale poza sobą samym on niczego nie widzi, ponieważ całe życie był krótkowzroczny. Na drugim końcu ulicy, na przystanku stoi zmęczona i zmarznięta kobieta. Wraca z popołudniówki, ciężkiej fizycznej pracy w fabryce, a zamiast przejmować się spóźniającym się autobusem zastanawia się czy jej dzieci opuszczone przez męża alkoholika zjadły kolację zanim położyły się spać. Czy najstarszy syn sprawiedliwie rozdzielił pół chleba jakie pozostało w chlebaku pomiędzy dwojga rodzeństwa. Czy wystarczyło dla wszystkich margaryny? Czy syn nie zaparzył za dużo torebek herbaty, bo musi wystarczyć jeszcze to co mają do końca miesiąca. To co prawda, najtańsza herbata z supermarketu ale smak i tak nie ma znaczenia, przecież wszystkie herbaty są gorzkie bez cukru. Zmartwiona wygląda ostatniego autobusu tej nocy a w głębi ulicy zamiast wolno sunącego oświetlonego pudła na kółkach, pojawiły się reflektory samochodu osobowego oraz odgłos ryczącego silnika. Pojazd zbliżał się z dużą prędkością. Kobieta zaczyna się zastanawiać gdzie mu się tak śpieszy o tak późnej porze.
Mężczyzna jeszcze pewny siebie po szczęśliwie pokonanym zakręcie, znów wciska pedał aż do samej deski. Wąż w jego uchu nabiera w usta złośliwego uśmiechu i niespodziewanie i nieproporcjonalnie do swego rozmiaru wydobywa z siebie głośne warknięcie wprost do tunelu w uchu, prowadzącego do wnętrza głowy kierowcy. Ten, wystraszony traci panowanie nad kierownicą, jeden poślizg, drugi i już rozgrzane opony straciły kontakt z powierzchnią. Mężczyzna jak przez mgłę, która nagle rozstępuje się jak kurtyna widzi przed sobą na słabo oświetlonym przystanku nieruchomą ze strachu kobietę. Nagle przytomnieje.
- Chryste! Pomóż! - z ust wydobywa mu się zapomniane i zaniedbane słowo. Chwyta kurczowo kierownicę i zaczyna walczyć z prawami fizyki. Ciszę nocy rozrywa pisk hamowania opon. Na chwilę znika ten dźwięk kiedy koła uderzają o krawężnik i samochód na ułamek sekundy wyskoczył w powietrze po to aby minąć o centymetry przerażoną kobietę i wpaść na trawnik. Nie traci prędkości, mimo iż wbija się w ziemię wyrzucając w powietrze grudy darni i śmieci, ścina drobne wzniesienia i krzaki. Wreszcie przebija się przez namiastkę parku i natrafia na przeszkodę nie do pokonania. Huk zgniecionej jednym uderzeniem maski, pękniętego szkła i plastiku i silnika wbitego do środka pojazdu na dobre budzi całą okolicę. W pojeździe wybuchają poduszki powietrzne zanim mężczyzna uderzyłby głową w kierownicę, mimo tego rozgniata nos na sztywnym materiale napompowanym pod wysokim ciśnieniem. W płuca wbiła mu się deska rozdzielcza, łamiąc żebra i odbierając oddech, silnik wciśnięty do środka przygniata nogi. Kiedy hałas ucicha i wrak pojazdu zatrzymuje się na dobre, pijany kierowca chce się rozejrzeć zanim ból i upływ krwi odbierze mu przytomność ale nie pozwalają mu na to przetrącone kręgi szyjne. Nagle uśmiecha się, bo to czego szukał pojawia się tuż przed nim w wybitym oknie od strony kierowcy. Do środka zagląda twarz kobiety z przystanku i mówi coś do niego. Mężczyzna nic nie słyszy, krew zalała mu uszy i całą twarz a jednak uśmiecha się przez ból i strach zbliżającej się śmierci. Kobieta nie przestaje go wołać i krzyczy głośniej nie pozwalając mu stracić przytomności. Wsadza rękę do środka i dotyka jego pociętej przez szkło twarzy i głaszcze po zlepionych krwią włosach jak syna podczas gorączki. Wreszcie do ofiary wypadku dociera jej głos
- Jak ma pan na imię? - mężczyzna odpowiada bardzo cicho - Zostań ze mną, nie odchodź. Wezwę pomoc. Masz telefon? – ranny odpowiada jeszcze ciszej.
Kobieta wciska smukłą dłoń głębiej do wraku samochodu i obmacuje tors kierowcy. Wszędzie jego krew, musi rozklejać jego koszulę od marynarki, obie przesiąkły gęstą, lepką cieczą. Wreszcie znalazła to czego szukała, wyciąga umazaną lepkim osoczem dłoń ściskającą komórkę, która o dziwo po wciśnięciu klawiszy dała głos i zamrugała zabarwiona na czerwono. Bez cienia obrzydzenia przyłożyła zakrwawiony telefon do ucha brudząc policzek i włosy.