Restaurator 3
Samochód zatrzymał się tuż przy mnie z hałasem zbyt wysokich obrotów silnika. Kobiety nie wiedzą co to ekonomiczna jazda. No i prawie wjechała mi na palce u stóp. Musiałem się tylko nachylić aby zajrzeć przez otwarte okno do wnętrza samochodu i spojrzeć na kierowcę. Żółty krawat zadyndał Monice przed oczyma, kiedy oparłem się o dach jej małego, żółtego samochodu. Nie chciałem wsiadać. Przecież moje combi nigdy mnie nie zawiodło. Stał z tyłu knajpy gotów do odjazdu.
- To jak? Wchodzisz? – zerknęła na mnie nachylając się nad skrzynią biegów.
Spojrzałem w te oczy mieniące się radością miło spędzonego wieczoru i ochoty na jeszcze więcej. Wahałem się jakieś dwie sekundy w których zsumowałem wszystkie za i przeciw po czym zapomniałem jaki mi wyszedł wynik. Otworzyłem drzwi i wsiadłem do środka.
Ruszyła do przodu jak torpeda. Musiałem złapać się deski rozdzielczej przed sobą aby nie uderzyć głową w szybę. Spojrzałem na nią zdziwiony równocześnie sięgając po pasy bezpieczeństwa. Zacząłem żałować, że wsiadłem. Zatrzymała się.
- Sorki – była nieśmiało rozbawiona
- Nie trzeba to nie mój samochód, który z pewnością bardzo cierpi kiedy w ten sposób wyżywasz się na skrzyni biegów.
- Ale to twoja głowa którą mogłam strzaskać
- Dobra, po prostu jedź. Ale proszę – powoli
- Prawo jazdy mam od niedawna. Jesteś moim pierwszym pasażerem – coś zgrzytnęło i ruszyliśmy do przodu.
Po krótkim czasie doszedłem do wniosku, że wcale nie była złym kierowcą. Była po prostu zdenerwowana moją obecnością. To zadziwiające jak stres wpływa na zdolności ludzi. Zabawiłem się w instruktora jazdy. Poradziłem żeby „wyczuła” pedał gazu, poznała własny samochód, jego moc i granice. Słuchała uważnie, bo tłumaczyłem jej powoli i spokojnie. Nie mówiłem jakbym czytał podręcznik. Dałem jej tylko rady człowieka siedzącego za kierownicą od kilkudziesięciu lat. Po kilku dowcipach i żartobliwych uwagach na temat jej prowadzenia samochodu, rozluźniła się. W chwilę po tym, pruła do przodu jak kierowca z kilkuletnim doświadczeniem. Miała przysłowiową „ciężką stopę”, stwierdziłem z zadowoleniem bo uwielbiałem kobiety lubiące prędkość.
Wymieniliśmy się porozumiewawczym spojrzeniem kiedy jechała przez Katowickie rondo mijając inne samochody. Było widać, że dobrze się bawiła pędząc przez nocne miasto rozświetlone cywilizacją halogenowych lamp i kolorowych neonów. Przez otwarte okno wpadało rześkie powietrze i szum opon ślizgających po mokrym od deszczu asfaltu. Nie rozmawialiśmy, bo po co? Sama jazda do domu była przyjemnością.
Nagle zorientowałem się, że coś jest nie tak. Minęliśmy zjazd do Chorzowa a przecież mówiłem jej gdzie mieszkam. Zapomniała się? Jeździła tak w kółko dla przyjemności? Z rozbawionego faceta przeistoczyłem się w podejrzliwego typa. Nie żebym się bał, ale nie wiem co mogło chodzić po głowie tej młodej, pozytywnie nakręconej dziewczynie.
- Mogę wiedzieć gdzie jedziemy?
- No... oczywiście do mnie – odrzekła jakby urażona, że miałem czelność ją zapytać – Mam w domu butelkę wina. Pomyślałam, że wypijemy zanim pójdziemy do…
Przerwała widząc mój zdziwiony i zagniewany wyraz twarzy. Byłem totalnie wywrócony na drugą stronę. Fizyczny nokaut i nie mogłem się podnieść z desek. Westchnąłem zawiedziony jej dziecinną reakcją.
- Jak chcesz możemy jechać do ciebie. Dla mnie to nie ma znaczenia – nie zrozumiała mojej reakcji.
- Czy ty kompletnie zwariowałaś? Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież w ogóle mnie nie znasz. Dziś się poznaliśmy a ty mnie ciągniesz do siebie?... Zatrzymaj samochód!