Restaurator 10
***
- Ej ty! Co ty do jasnej cholery wyprawiasz! - Kieta nachylił się nad wystraszonym, chuderlawym chłopcem, leżącym na ławeczce i próbującym bezskutecznie podnieść ze stojaka sześćdziesięcio kilową sztangę.
- No... ćwiczę.
- Ćwiczysz? A ja widzę, że chcesz się nabawić mocnej kontuzji. Pojebało cię?
- No nie... Dlaczego?
- Rozgrzewkę zrobiłeś? - chłopak nie odpowiedział tylko usiadł i rozejrzał się nieśmiało po siłowni jakby szukał rozgrzewki w postaci dziewczyny, która przechodziła obok i pozostawiła po sobie szybko ulatniający się, słodki zapach.
- No właśnie! Rozumiesz w ogóle co do ciebie mówię? Wiesz jak zacząć trening? - chłopak tym razem nieśmiało spojrzał Kiecie prosto w oczy. Dał tym do zrozumienia, że nie wiedział nic.
- Kieta! Olej go - z drugiego końca salki doszedł go śmiech kolegów. - On i tak pewnie już nie przyjdzie. I dobrze nie będzie się jak pies plątał nam między nogami.
- Jak ty w ogóle wyglądasz? - siłacz zignorował komentarz kolegów - Oglądałeś się w lustrze? Ciuchy wiszą na tobie jak szmaty! Jak można w ten sposób wzbudzać szacunek wśród ziomków? Przecież wyglądasz jakbyś sam prosił się o wpierdol.
- Ale to nie moja wina, że tak wyglądam! Nie mam tyle kasy, żeby sobie kupić solidne firmowe gacie.
- Marna wymówka. Co to kogo obchodzi? Nie masz kasy to idź do pracy i se zarób. Myślisz, że w magazynie napojów do przerzucania skrzynek trzeba dyplomu? Nie chce ci się po prostu! - Spojrzał na niego surowo, aż chłopak opuścił wzrok skruszony, milczeniem przyznając rację. Kieta chwycił sztangę i ściągnął obciążnik. – Dobra, teraz to nieważne. Ściągnij obciążenie z drugiej strony. Za dużo bierzesz na początek, a oddychać nawet nie umiesz.
- Kieta chodź tu! - Z drugiego końca znów doszedł go śmiech i przekleństwa kolegów obgadujących eks dziewczyny.
- Zaraz! - nawet się do nich nie odwrócił - No! Dawaj dwanaście powtórzeń. Tylko powoli! I trzymaj regularny oddech. Wyciskasz - wdech. Opuszczasz - wydech. Dobrze. Ale oddech ma być głęboki! Kurwa! Potrzebujesz w chuj tlenu w płucach...
Minęło pięć minut. Kwadrans. Godzina. Kieta dogadywał, poprawiał i przeklinał. Kilka razy pochwalił. Chłopak zgrzał się, spocił wreszcie usiadł na ławce z trudem łapiąc oddech i masując obolałe ramię.
- Masz dość?
- Ehe.
- To spierdalaj pod prysznic! Jutro będzie dopiero boleć. Ale też masz przyjść! Będziesz ćwiczyć barki i triceps. Rozumiemy się?
- No
- Jakie ''no''? Nie brzmiało to jakbyś miał zamiar być twardzielem. Zawsze tak odpowiadasz? To nie dziw się, że cię chłopaki nie szanują. Jeżeli okazujesz słabość to inni to wykorzystają! Rozumiesz? Nie kiwaj głową! Tylko mi się postaw! Powinieneś odpowiedzieć: ''Nie drzyj się po mnie! Nie jestem głuchy ty ciulu!'' Wiesz jak to jest między mężczyznami? Nie będziesz twardy to zjedzą cię żywcem.
- Ale... - chłopak się roześmiał ale zaraz spoważniał i oznajmił z przejęciem - ...gdybym cię tak nazwał to pewnie dostałbym po ryju.
- No i co z tego? Młody! Co cię nie zabije to cię wzmocni - i trzepnął go otwartą dłonią w ucho.
- Ale to za co? - rozsmarował uderzone miejsce, bolało trochę mocniej jakby ugryzł go komar.
- Za jajco! Żebyś zapamiętał co ci powiedziałem. Pod prysznic i do jutra!
Kieta obrócił się i wrócił do kolegów, którzy po skończonym treningu przeszli na tryb dżentelmeńskich rozmówek:
-... no i wtedy zacząłem ją jebać od tyłu. Zaczęła stękać jak prosię. I rzeczywiście tyłek zrobił jej się różowy od tych klapsów jakie jej dałem w pośladki. Wyobraźcie sobie ten mokry dźwięk: klap, klap, klap. Tempo prawie jak dzięcioł na drzewie. I tak przez prawie godzinę. - wybuch wymuszonego śmiechu przywitał Kietę z powrotem wśród kompanów - Ej! Kieta. A ty co? Wolisz towarzystwo jakiegoś obdartego gówniarza od prawdziwych facetów?
- Ty z tymi twoimi chamskimi opowiadaniami nie jesteś dla mnie żadnym facetem!
- Co?! Chuju jebany. Ja ci zaraz...
Agresor wyrwał się do przodu, ale natychmiast chwyciło go kilka par rąk cofając do tyłu nie dając szans na kontakt fizyczny i słowny. Od razu podniosło się również kilka głosów, zrobił się jeden wielki harmider mówiący jedno: Tu się ćwiczy, nie rozrabia.
- No Kieta, on ci już ręki nie poda! - jeden z siłaczy został, bo nie było już dla niego miejsca aby usunąć ''chama'' z salki. Ten niski ale potężnie zbudowany atleta, był jedynym właścicielem szczerego uśmiechu jaki dało się zobaczyć w tym miejscu. - A tak na poważnie! Co żeś porabiał z tym szczypiorkiem? Widzę, że masz predyspozycje na trenera!
- Nie. Chłopak po prostu przypominał mnie. Też tak kiedyś wyglądałem. - pożałował tych słów. Miały pozostać w głowie, niestety wymknęły się.
- Jak każdy z nas, Kieta! Jak każdy z nas. – atleta wcale go nie wyśmiał tylko przyznał po cichu rację.