Reset
– Uczeni próbują to rozwikłać...
– Tak, ale do tej pory nic nie ustalono, czy są jakieś domysły? Mówi się o wirusie, pandemii…
– Prowadzone są badania, które mają to wyjaśnić...
– Niektórzy mówią, że to wirus albo silny alergen, który zmutował w miastach. Czy przyczyną może być smog?
Profesor się śmieje.
– To najpewniej patogen, który trzeba zidentyfikować...
– A co pan na to, że nie wszyscy chorują, niektórzy są odporni?
Twarz profesora zdradza irytację ciągłym przerywaniem.
– Badani są jedni i drudzy...
– Przepraszam mamy już połączenie z jednym z ekologów. Łączymy się z Kampinoskim Parkiem Narodowym, gdzie jest Krzysztof Nowak. Witamy.
Na pierwszym planie pojawia się grubasek z grzywką zaczesaną na bok, dociska słuchawkę w uchu. W lesie za nim widać całe mnóstwo ludzi zmuszonych do ucieczki z miasta.
– Witam państwa.
– Panie Krzysztofie, proszę powiedzieć, co pan sądzi o tych, którzy są zdrowi i wspierają bliskich? Czy im nic nie grozi? – pyta kobieta ze studia.
Facet czeka chwilę, aż głos do niego dotrze.
– Wydaje się, że niektórzy są odporni. Jednak z naszych obserwacji wynika, że to zależy od uwarunkowań organizmu i jest tylko kwestią czasu. Obawiam się, że czeka to każdego.
– Czy to nie zbyt daleko posunięte przypuszczenie?
– To nie przypuszczenie, to się dzieje naprawdę, na naszych oczach. Oczywiście, możemy się mylić, ale coraz więcej osób, którym wcześniej nic nie było, zgłasza typowe objawy.
– Czyli złe samopoczucie w kontakcie z telefonem komórkowym na przykład. Miejmy nadzieję, że szybko uda się temu zaradzić. Dziękujemy.
Ekolog znika z ekranu i wracamy do studia.
– Co pan na to, panie profesorze?
– Oczywiście, nie wiemy wszystkiego...
– Czy to może być jakaś agresywna choroba cywilizacyjna dwudziestego pierwszego wieku?
– Pani redaktor, możliwe, ale poczekajmy na opinię ekspertów, z pewnością wykażą przyczynę. Być może sami wywołaliśmy problem.
– Zapewne my, o tym właśnie mówiłam.
– Z pewnością gdybanie i wywoływanie paniki w niczym nie pomoże.
– Miejmy nadzieję, że uda się pomóc poszkodowanym i szybko wrócą do normalności. Inaczej bardziej niż dotychczas będziemy potrzebowali lasów, których tak niewiele sobie zostawiliśmy. Dziękuję panu. Był z nami profesor uniwersytetu…
(...)’
Basia wyłącza telewizor. Spogląda na mnie. Pierwszy raz widzę taki smutek na jej buzi.
Przełykam gorzką kluchę i robię dobrą minę.
– Co to za smutek, świrku? Będzie dobrze. Zamieszkam w lesie, dopóki nie znajdą lekarstwa. Dobrze, że mamy blisko i jest lato.
Próba wesołości wypada cienko.
W głowie krążą myśli, co jeść w lesie, jak żyć? Wyobrażam sobie tłumy chorych. Jak się pomieszczą? Przecież wybuchnie anarchia, ludzie zdziczeją, będą walczyć o jagody i grzyby. Wzdrygam się na samą myśl i otrząsam z tego, nie chcę marnować czasu.
– Malutka, chodź.
Basia podchodzi wtulić się we mnie. Zanoszę ją do sypialni i wykochuję porządnie.
Śpi. Mnie ból głowy nie pozwala zasnąć. Oczy szczypią, w nosie i w gardle drapie od plastiku, farb, klejonych mebli z płyt wiórowych i paneli podłogowych. Cała ta chemia atakuje jak wrogie środowisko. Nie mogę znaleźć pozycji, w której czułbym się dobrze.