Reset
Czuję mrowienie w gaciach, coś tam się skurczyło.
– Po co? – pytam.
– Nie wiem. Jestem tam, dopóki znowu się nie położę i nie obudzę. Chociaż ostatnio coraz częściej kładę się i budzę dalej w przeszłości. Boję się, że zostanę tam na zawsze.
Teraz stado ciarek przebiegło mi przez plecy.
– Widzisz zwierzęta? – pytam.
– Mnóstwo, nawet wymarłe gatunki. Co, ty też?
– Nie. Musimy iść. Trzymaj się.
Odciągam Baśkę.
– Czekaj, czemu już chcesz iść?
– Może nas zarazić, chodź – szepczę.
– Wygląda na to, że już jesteś chory, Sławuś. Wystraszyłeś się?
Nie odpowiadam. Pokażę jej polanę i wracamy do domu.
– Sławek, mów do mnie.
– To nie może być prawda.
– Co takiego? Ty też masz takie objawy.
– To świr. Złapaliśmy jakiegoś wirusa i może podrażnia go elektronika, jak mnie, ale on sobie wkręcił, żeby mieszkać w lesie. To wariat.
– Myślisz?
– Ja nie mam zamiaru przeprowadzać się do lasu, to paranoja.
Opuszczamy ścieżkę i po chwili jesteśmy na polance.
– To tu? – pyta Basia.
– No, tu. – Zadowolony mrużę oczy przed słońcem. – Fajnie, nie? Przyjdziemy tu jutro z kocykiem i pogilam cię trawką po syrkach.
– Sławek, my tu byliśmy.
– Nie byliśmy tu jeszcze. – Już widzę, jak dobieram się do jej stópek.
– Byliśmy tu, kiedy cię szukaliśmy. Na pewno.
– Niemożliwe, to musiała być inna polanka, spałem tu przecież. – Wskazuję soczysty zielony dywan. – Było ciemno, pomyliło ci się.
– Nie, dziku, byliśmy tu na pewno.
Nie wierzę. Kobieca orientacja w terenie jest słaba. Nie ma sensu ciągnąć tematu.
– No to nie wiem. Fajnie tu, co? – pytam.
– Martwię się o ciebie, dzikusie. Ty też lepiej czujesz się w lesie, co? Widzę po tobie różnicę.
– Każdy przecież dobrze czuje się w lesie.
– A co, jeśli rzyganie od telefonu to dopiero początek?
Łapię Małą w talii i podnoszę wysoko.
– Przestań szukać problemów, świrusko. Nic mi nie jest.
– Postaw mnie. Tam ktoś jest.
– Kurde, znowu? To miała być nasza prywatna polanka.
Basia ląduje na nogach. Odwracam się w kierunku, w którym patrzy. Widzę ludzi między drzewami.
– Następni stuknięci? – pytam.
Kawałek dalej, oparci o drzewo, siedzą jacyś ludzie, chyba trzy osoby. Jedna z nich wstaje, kobieta.
– Idzie tutaj. Sławek, boję się.
– Uspokój się.
Zatrzymuje się na skraju drzew. Wygląda normalnie, ma jakieś czterdzieści lat.
– Przepraszam państwa. Macie może telefon? Gdybyście mogli zadzwonić do mojego męża, byłabym ogromnie wdzięczna.
– Nie mamy, przykro nam – mówi Basia.
– Ach, szkoda. Też to macie?
– Co mamy? – pytam.
– Tę alergię na wszystko, co sztuczne.
Patrzymy na siebie, Małej drży broda.
– Ja mam – mówię.
– Jakie stadium?
– Nudności od komórki i komputera. – Czuję się jak na jakimś mitingu chorych na to samo.
Kobieta kiwa głową.
– Potem jest gorzej? – pyta Basia.
– Wrażliwość na chemię w jedzeniu, na plastik, nawet na farbę na ścianach. Na sztuczne ubrania. Może być tylko bawełna bądź len. Cały nasz świat jest sztuczny, a przecież my nie jesteśmy sztuczni, zawsze to mówiłam. – Kobieta chowa twarz w dłonie i zaczyna płakać.