RĘKAWICZKI RITY
OPOWIADANIA Z LUMPEKSU
RĘKAWICZKI RITY
„Człowiek jest tylko epizodem w życiu przedmiotu”
Franciszek Starowieyski
Przez duże szklane okno sklepu z używaną odzieżą słońce oświetla wieszaki ze spodniami.
Te są najbliżej okna. Za nimi wiszą spódnice
a potem długim szeregiem bluzki, sweterki, dziecinne ubranka i kurtki. W koszach na podłodze budzą się buty i torebki. Biustonosze i bielizna kłębią się plącząc zapachy wielu ciał.
Personel sklepu jeszcze śpi w swoich domach. Za dwie godziny, żaluzja podniesie się majestatycznie a klucze zadźwięczą w zamku. Drzwi otworzą się i świeże powietrze wtargnie w zduszony zapach chemicznego prania i jakąś nieokreśloną woń rzeczy porzuconych.
Za trzy godziny sklep zapełni się kobietami. Z rozbieganymi oczami,
w skupieniu godnym filozofa będą szacować rzeczy, lub oglądać je pod światło, zastanawiać się nad kupnem albo odrzucą coś zdecydowanie.
Rzeczy będą się starać, aby je zauważono. Jak to możliwe? A jednak!
***
Czapki dziergane z włóczki splątały się z szalikami. Nagle na wierzch wyskoczyła dziecięca rękawiczka z jednym palcem. Bezsensownie różowa. Usiłowała być pierwsza w kolejce do kupienia. Ale to kobieta około trzydziestoletnia dokonała wyboru. Sięgnęła do czarnego palca, sterczącego prowokacyjnie.
Chwyciła i pociągnęła ku sobie. Powoli z kłębowiska wysuwała się rękawiczka. Czarna. Długa. Taka, jaką zdejmowała przed kamerą Rita Hayworth…
***
Jej włosy były rude. Teraz patrzyła w lustro i szukała w sobie cech tamtej tycjanowskiej dziewczyny. Jest w karnacji rudych kobiet coś, co nie zdarza się u innych. Jakaś perłowość, przeźroczystość skóry. Odcień brzoskwini, do którego inny kolor włosów nigdy nie będzie pasować.
Jej kolor był bezbłędny. Miał ten głęboko złoty odcień, który dodatkowo wydobywało słońce, wpadające przez miodowe zasłony. Popołudniowa pora podkreślała tę złotą tonację.
Nanna zapatrzyła się w swoje odbicie. Była zadowolona. Obróciła głowę, aby zobaczyć się lekko z boku. Wtedy widać najlepiej piękne, długie rzęsy, mały nos i pełne usta. A właśnie! Jeszcze usta! Odkręciła pomadkę i pomalowała je czerwienią z odcieniem oranżu.
- Chyba będzie dobrze do czerwonej sukni! – pomyślała. Wstała
i obejrzała się dokładnie. Jeszcze tylko rękawiczki, które? Albo … lepiej nie.
W drzwiach stanął siwy mężczyzna. Z tych, których siwizna dopada wcześnie, nie pozbawiając ich uroku dojrzałości. Jeśli jeszcze do tego mają dobrą sylwetkę, jedwabny garnitur i nienaganne maniery,
w dobrym zapachu zielonego Polo, można z całą pewnością zaliczyć go do tej warstewki osiągalnych dopiero z odpowiedniego pułapu własnych osiągnięć.
- Nanna pośpiesz się, wyglądasz pięknie, chodź już!
- Tak Niels, już idę.
Jeszcze tylko przystanęła w dużym lustrze obejrzała całość. Wsunęła rękę pod ramię męża. Wiedziała, że stał w drzwiach dłużej
i przyglądał się jej, a ona udawała, że tego nie widzi. Byli ze sobą już tyle lat, a on nadal patrzył na nią jak na najlepszy nabytek
w Galerii.