Redaktorzy - dłuższy fragment opowiadania Elżbiety Walczak
- Bury! – Zwymiotowałam, trzymając się poręczy łóżka wysmarowanej krwią.
Zdjęcie cały czas leżało na podłodze. Pies miał przywiązany do szyi aparat fotograficzny, którym robiłam fotki naczelnej na Maderze. Nie byłam w stanie się ruszyć. Ktoś złapał mnie za włosy i szarpnął do góry.
- Witaj, skarbie.
Zamaskowany mężczyzna postawił mnie na ziemi.
– W zasadzie ty powinnaś stać na tych torach. – Związał mi ręce i pchnął na łóżko. – Pewnie jesteś zaskoczona – szeptał mi te słowa do ucha, zaciskając moje dłonie. – Zanim postanowimy oboje co dalej, poznamy się bliżej.
Moje oczy wpatrywały się w niego. Jego ręce dotykały teraz mojego policzka.
- Co tam, pani redaktor? Strach? To dziwne uczucie zwłaszcza, kiedy człowiekowi się wydaje, że go w sobie nie ma. Ma, każdy ma. Mam rację? – Związywał moje nogi. – Powiążemy ze sobą kilka faktów. – Roześmiał się szyderczo i uderzył mnie w twarz. - Mam nadzieję, że będzie miło. Spotkaliśmy się dzisiaj na prośbę kogoś wyjątkowego, dlatego przyjąłem tę propozycję. W innym przypadku strzeliłbym ci w łeb za te same pieniądze, bez marnowania czasu. Jutro wigilia – przystawił krzesło do łóżka i usiadł na nim. – Dlatego im szybciej się wszystkiego dowiem, tym lepiej.
Nie wiem, czy się bałam. Wiedziałam, że chodzi o naczelną i o to, że odkryłam jej tajemnicę.
- Umówmy się tak: ja zadaję pytania, ty bez zmrużenia okiem odpowiadasz na każde. Jeśli wyczuję kłamstwo, odbiję ci parę plomb, a potem zarżnę i wystawię twoje ścierwo za okno, żebym miał dla kogo grać. Jest godzina dwudziesta trzecia dziesięć. O pełnej chcę mieć to z głowy. Rozumiemy się?
Było mnie stać wyłącznie na skinienie głową.
- W takim razie zaczynamy. – Wyjął z torby kamerę i postawił ją przed sobą. – Jeśli pozwolisz, to od samego początku. I postaraj się uśmiechać, będziesz w telewizji.
- Co robiłaś w kwietniu na Maderze? Skąd wiedziałaś, że prezydent tam będzie?
- Od niej. Powiedziała mi to kiedy była na bańce, na przyjęciu sylwestrowym.
Właśnie zrozumiałam, że wszystko było ukartowane. Chciała, żebym się tam pojawiła. Namawiała mnie dwa tygodnie, bo nie chciałam się zgodzić. Miałam zupełnie inne plany.
*
- Masz, przepraszam, ma pani piękną sukienkę.
Podeszła do mnie dziesięć minut po dwunastej, składając mi noworoczne życzenia.
– Cudowne przyjęcie. – Patrzyła w stronę prezydenta i jego żony. Obserwowałam ją cały wieczór, nie spuszczała z nich oka.
- Napijmy się razem, dobrze?
Z pewnością szukała teraz kogoś, kto choć na chwilę wypełni jej samotność w takim dniu. Widziałam te stany zawieszenia w redakcji. Miewała dni, w których zamykała się w gabinecie z butelką taniego wina, bo nie chodzi w takich sytuacjach o jakość, tylko o ilość, po czym wychodziła na lunch głównie po to, żeby choć trochę wytrzeźwieć. Nikomu w redakcji nawet przez myśl nie przeszło, że powodem jej złamanego serca jest prezydent.
- Oby spełniły się nasze marzenia. - Pocałowała mnie w policzek i przytuliła do siebie. – Cieszę się, że mam kogoś takiego w swojej redakcji. Naprawdę.