Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 5
- Jak znowu będziesz tyle myśleć, to wypadniesz z samochodu. - Znowu się zamyśliła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jadą już główną drogą, a ona z nerwów otworzyła drzwi od samochodu.
- Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała, spuszczając wzrok.
- No zauważyłem, ale bądź na tyle uprzejma i nie odlatuj za daleko, bo jeszcze narobisz nam kłopotów. Wystarczy, że już siebie skrzywdziłaś.
- Słucham? O co ci chodzi? Gdybyś mnie nie zaszedł od tyłu, nic by się nie stało.
- Od tyłu? Inko, chciałabyś żebym cię zaszedł od tyłu, ale w innej sytuacji i innym miejscu. Chociaż wasza kuchnia jest całkiem przyjemna…
- Daruj sobie takie wywody. Nie chcę mieć z tobą nic i nigdzie - przerwała mu ,patrząc gniewnie w oczy. - Po co jedziesz tu ze mną? – spytała, wskazując głową szpital.
- Przecież ktoś musi ci zszyć tą ranę. – orzekł, uśmiechając się ironicznie.
- Nie o tym mówiłam. Mogłam tu sama przyjechać.
- Nie ma sprawy i tak musiałem przyjechać do miasta. Umówiłem się z robotnikami.
- Jesteś bezczelny! - oświadczyła, wysiadając z auta, głośno przy tym, trzaskając drzwiami. Już w dzieciństwie działał jej na nerwy. Teraz jednak jego charakter przybrał na sile. Denerwowało ją wszystko, a zwłaszcza to, że nie mogła mu dopiec. Był silniejszy od niej psychicznie. Nie dawał poznać po sobie żadnych emocji. Rozdrażniona weszła do szpitala. Tam została natychmiast przyjęta na izbę przyjęć, gdzie zszyto jej ranę. Następnie została wezwana do lekarza, gdzie czekał ją wyrok, czyli rozmowa z medykiem.
- Jak to pani zrobiła? - spytał mężczyzna. Był to ich stary znajomy. Każde wakacje spędzał w ich pensjonacie, mimo, że mieszkał w ich wiosce od lat. Twierdził jednak, że skoro ma urlop, a nie lubi wyjeżdżać, woli przenieść się do ich leśniczówki, by pobyć w gronie miłych ludzi.
- Sprzątałam rozbite szkło w kuchni i się zamyśliłam. Wtedy wszedł nasz nowy gość i wyrwał mnie z zamyślenia, a ja ze strachu się skaleczyłam.
- Oj pani Inko.
- Panie doktorze? - dopytywała się nieśmiało. Tak bardzo bała się o to spytać. - Czy to coś poważnego?
- No cóż. Nie da się ukryć, nie wygląda to najlepiej. Ale proszę się nie zamartwiać na zapas. Zaraz wypiszę skierowanie na rehabilitację.