Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 5
Schodziła właśnie na dół, kiedy usłyszała odgłos, dochodzący z kuchni. Ktoś musiał być bardzo zdenerwowany, ponieważ słyszała dźwięk tłuczonego szkła. Weszła szybko do pomieszczenia i zobaczyła w nim swojego brata.
- Ej, spokojnie. Zaraz całą zastawę wytłuczesz - na jej widok aż podskoczył.
- Uważaj, bo znowu coś stłukę - podeszła do niego i kładąc mu rękę na ramieniu powiedziała.
- Co się dzieje?
- Chyba zostanę ojcem.
- No to gratuluję! - krzyknęła i przytuliła Kajtka do siebie. - Ale zaraz! Ty się nie cieszysz?
- Cieszę się, ale Judyta nie wygląda najlepiej.
- To zrozumiałe. Poranne mdłości, szalejące hormony. Byliście u lekarza?
- Jeszcze nie. Zapisała się na jutro. Inka? A, co jeśli nie jesteśmy gotowi na dziecko?
- A czy ktokolwiek jest? Będziecie świetnymi rodzicami. Nie bój się. Kiedy maleństwo się urodzi wszystkie obawy miną.
- Mam nadzieję - to mówiąc wziął zmiotkę i zaczął sprzątać rozbite szkło.
- Daj to, bo jeszcze się skaleczysz. Idź lepiej do Jutki.
W tym czasie ona zajęła się zbieraniem rozbitego szkła. Kajtek natychmiast wyszedł i poszedł do swojej ukochanej. Nie dało się ukryć, że był bardzo przejęty jej stanem. To nie tylko fakt jej ciąży, ale martwiło go jej ciągłe zmęczenie i ta bladość. Swoją drogą Inka nie wiedziała, że jej brat jest aż tak uczuciowym człowiekiem. Teraz zdała sobie sprawę, że zapewne to cecha po mamie. To ona zawsze przejmowała się wszystkim ponad miarę. Nie było ważne, czy miało się wydarzyć coś dobrego, czy złego - ona zawsze wszystko mocno przeżywała. Tata również był emocjonalny. Jednak potrafił podchodzić do spraw racjonalnie i oddzielać rzeczy ważne od drobnostek, którymi nie warto zaprzątać sobie głowy.
Zamyśliła się tak mocno, że nawet nie słyszała, że ktoś wszedł do kuchni. Kiedy poczuła dotyk na ramieniu przestraszyła się tak, że skaleczyła się odłamkiem szkła, które trzymała w dłoni. Od razu poczuła przeszywający ją ból w dłoni. Z rany zaczął wydobywać się czerwony płyn. Podniosła wzrok na przerażonego Maksa.
- Nie stój tak! - krzyknęła. - Trzeba to zatamować!
Czuła, jakby jej ciało było torpedowane milionem gwoździ, które za każdym razem trafiały w nią, powodując liczne rany. Maks nie wiedząc, co robić podał jej leżącą na blacie kuchennym ścierkę. Dziewczyna coraz bardziej zirytowana starała się zatamować krwawienie. Jednak po kilku minutach stwierdziła, że to nic nie daje. Miała otwartą ranę. Już miała w dłoni kluczyki do swojego auta, kiedy mężczyzna zatrzymał ją i zaprowadził nie odzywając się do swojego samochodu.
Z każdą minutą ból narastał. Inka wiedziała, że nie ominą jej szwy. Bała się jednak jednego. Rana była na dłoni. W miejscu, gdzie jej dłoń najwięcej pracuje i jest unerwiona. Dziewczyna bała się poważniejszych skutków jej zamyślenia.