Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rodział 11
Sama nie wiem, kiedy zasnęłam. Rano pospiesznie ubrałam się i pojechałam do szpitala. Na mój widok uśmiechnął się i chciał mnie pocałować, jednak ja odsunęłam się.
- Cos się stało? – spytał.
- Muszę wyjechać.
- Dokąd? Stało się coś?
- Nie, ale muszę poukładać sobie to wszystko. Za parę dni wrócę, a ty dojdziesz do siebie. Dobrze?
- Dobrze słonko. Kiedy chcesz jechać?
- Jutro. Przyszłam się pożegnać, bo muszę pozałatwiać jeszcze parę spraw. Rozmawiałam z lekarzem. Skieruje cię do sanatorium na miesiąc, więc będziesz pod stałą opieką.
- Dziękuje ci za troskę - to mówiąc przytulił mnie do siebie i pocałował czule. Nie potrafiłam oprzeć się temu, co działo się ze mną. Pokochałam tego człowieka pomimo tego, że nie wiem, kim jest. Wyszłam pospiesznie, po czym zadzwoniłam do Gabriela i poprosiłam go o numer do prawdziwego Kacpra. Chwilę potem zadzwoniłam do niego.
- Słucham?
- Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z panem Kacprem Sadowskim?
- To ja. O co chodzi?
- To dość skomplikowana sprawa. Chodzi o to... - nie mogłam powstrzymać łez. - Przepraszam to nie jest dla mnie łatwe.
- Nic nie szkodzi. Spokojnie, niech się pani uspokoi ja nigdzie nie ucieknę.
- To nie jest rozmowa na telefon. Wczoraj dowiedziałam się czegoś, co… ale chciałabym to wyjaśnić do końca, dlatego muszę się z panem koniecznie zobaczyć.
- Czy wie pani, że ja teraz jestem w Kornwalii?
- Wiem i jestem gotowa przyjechać do pana, jeśli tylko wyrazi pan na to zgodę – mówiąc to znowu zalałam się łzami. Nie mogłam nic na to poradzić, że to tak strasznie boli.
- Niech pani nie płacze i powie, o co chodzi.
- Przepraszam. Niedawno rozmawiał pan z panem Gabrielem, chciałabym o tym porozmawiać.
- Rozumiem. Zapraszam do siebie. Wyjechać po panią na lotnisko?