Ptak, którego nie było ( koniec mojej książki )
Szarpnęła się, i krzyknęła:
- Zostaw! Cholera! Zostaw!
Puścił ją, i spokojnie odszedł; usiadł na swoim krześle.
To była nagła potrzeba zamieszania kijem w mrowisku, by wreszcie coś naprawdę zaczęło się dziać. Obojętnie co, ale ruch musiał być konkretny.
- Co ci odbiło?! Jak się zachowujesz? – była oburzona.
- … Nie mogłem się powstrzymać – wyjaśnił, patrząc spokojnie w jej oczy. Nie był skonfundowany, wyglądał jakby nic się nie stało.
- … O rany! – wyrzuciła z siebie zdziwienie i dezaprobatę.
- Co cię tak przeraziło? – zapytał, udając niedowierzanie.
- … Ty masz zagrania! Skoczyłeś do mnie jak… no… jak wariat! Co ci odbiło? – mówiła już w miarę normalnym głosem. Jeszcze chwila, i zacznie ją to bawić. W końcu – poczuje zadowolenie. Przecież, było nie było – to oznaka pożądania, więc miła każdej kobiecie.
Mateusz wiedział, że jutro będzie myślała o jego zachowaniu cieplej, i z dreszczykiem. Wyjaśni to sobie po swojemu. Złudzeniami. W które uwierzy. I do których dopisze nową historię.
- Dziwna sprawa, co? – Nie chciał wyjaśniać swego zachowania ani komentować jej słów. – I tajemnicza. Może nie taka jak twe stąpanie po schodach w drodze na strych, by tam przeżyć orgazm, lecz zawsze to coś z dreszczykiem. Ale minęło, już ci nic nie zagraża, Kasiu – drwił.
- … Zaskoczyłeś mnie – chyba zaczęła się usprawiedliwiać.
- I przeraziłem?
- Nie przesadzaj. Po prostu – zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałam się, że tak się zachowasz. Gwałtownie… dziko. – Katarzyna była już spokojna, choć jeszcze wszystkiego sobie nie ułożyła.
- Chyba nie jestem zbyt mądry? – prowokował ją do zajęcia jakiejś postawy wobec niego, choć mu na tym nie zależało. Bawił się.
- … Daj spokój! Jeśli ci na tym zależy, mogę cię uważać za intelektualistę – umilkła, bo uświadomiła sobie niezręczność swych słów, przez które przebijała też pogarda.
Mateusz spochmurniał. Ale w głębi duszy był zadowolony. Niech Katarzyna się jeszcze bardziej odsłoni. W końcu nosimy tylko maski, które bierzemy za prawdziwą twarz.
- No, oczywiście. Miło by mi było usłyszeć taką pochwałę mojej wiedzy i sprawności umysłowej, a nie szyderstwo.
- Nie uważam cię za głupiego faceta.
- Intelektualista pewnie wciąż czyta mądre książki więc nie mogę nim być. Świat dla niego ma swą głębię. Ale jest bezbronny jak robak w pułapce kroków takich jak ja, przaśnych i nadętych, lubiących bić w mordę i czytać szerokoustne romanse. Dobrze mnie oceniłaś. Nie jestem intelektualistą. – Mateusz odczuwał złośliwą satysfakcję ze swych słów.
- Chcesz powiedzieć, że jesteś … chamem? – twarz Katarzyny była napięta.
- Cham to ktoś określony. Nie wiem czy nim jestem. Trzeba spotykać się z ludźmi, by o tym się przekonać. A ja… cóż… przysiadam czasami gdzieś z boku, sam, i nawet nie ma we mnie zadumy gdy wpatruję się w kieliszek. Tak, Katarzyno, cham to ktoś określony, tkwiący w życiu. Moje słowa o biciu w mordę są jedynie przenośnią i odnoszą się do moich wyobrażeń o życiu przaśnym, zdrowym, z dobrym stolcem i z stojącą fujarą.
- To kim jesteś? – zapytała zadziornie.
- … To drapie czaszkę? To zakłopotanie spotkaniem drugiego człowieka? – pytał ironicznie. – Staram się ostrożnie stąpać po ziemi… Nie mam pretensji do świata, i nie boję się pogardy. Widziałem, Katarzyno nie jedną wesz, która okazała się człowiekiem, i niejednego człowieka o sercu wszy. Sam nie wiem kim jestem… Może jest i tak, że z mojego życia pozostało jedynie błoto po świńskich racicach, i unosząca się za horyzont tłusta obietnica zwycięstwa?