Psychodeloman
- A może zostawimy go niedźwiedziom? - zapytałem.
- Ne. Potrebuję jeho.
Dziewczyna dalej siedziała oniemiała, kiedy podnosiliśmy ciało. Ruszyła się dopiero, kiedy powiedziałem, że to ją zostawimy dla niedźwiedzi. Nie było wygodnie schodzić w dół z ciałem. Dobrze też, że nie spotkaliśmy żadnych turystów. Wkrótce znaleźliśmy się na dole, przed samochodem bimbrownika.
- Miło, że mogliśmy ci pomóc i że ty nam też pomogłeś, uratowałeś, naprawdę bardzo miło. Teraz już się żegnamy, bywaj - powiedziałem pospiesznie i tak samo szybko ruszyłem, biorąc Dziewuchę za rękę. Następnie stanąłem jak wryty, gdy usłyszałem charakterystyczne KLIK wydawane przez przeładowywaną broń.
- Wy idziecie ze mną.
W samochodzie wyciągnąłem ołówek, narysowałem kreskę, a potem wciągnąłem ją nosem. Zapowiadało się ciekawie. Coraz bardziej i bardziej. Znowu znalazłem się w domu, w którym pewnego razu miałem okazję się obudzić. Tym razem zwiedziłem piwnicę, która była bardzo duża, niczym lochy średniowiecznego zamku. W końcu trzeba było gdzieś pomieścić całą bimbroaparaturę. Bimbrownik dał mi posmakować zacnego trunku. Było to jak ostatni papieros skazańca. Potem wytłumaczył nam wszystko. Z filmów i bajek jest nam dobrze znajome, jak to każdy genialny naukowiec, lubi tłumaczyć wszystkim działanie swojego cudownego wynalazku. Ten genialny bimbrownik, używając ludzkiego surowca stworzył bimber, który wydłużał mu życie od setek lat. Na lewo i prawo oczywiście sprzedawał normalny, aczkolwiek również wyśmienity. Ten zostawiał dla siebie. Potem zamknął nas w innej części piwnicy.
- To co, seks? - spytałem.
Dziewczyna jedynie burknęła i schowała twarz w dłoniach. Wzruszyłem tylko ramionami i zacząłem chodzić po piwnicy w tę i we w tę, myśląc jak się stąd wydostać. Nie mieliśmy zbyt wiele opcji. Właściwie to tylko jedną. Wyciągnąłem suszone muchomory. Wziąłem do buzi kilka kawałków, a potem podałem dziewczynie.
- Mamy się otruć, żeby on nas nie zabił? – jej głos był zrozpaczony, a oczy nie dowierzały.
- Alicji w Krainie Czarów nie czytałaś? Zmniejszymy się do malutkich rozmiarów i przejdziemy przez szczelinę pod drzwiami.
- Aha. Brzmi logicznie – rzekła przekonana i pochłonęła szybko swoją porcję.
Nie wiem czy to my się zmniejszyliśmy, czy świat powiększył, ale kiedy wyszliśmy z pomieszczenia, pojawił się następny problem, a nawet dwa. Mój genialny plan nie przewidział, że żeby wyjść z piwnicy, będziemy musieli wejść po schodach, a to było dla nas mniej możliwe niż wejście na Mount Everest. Kolejną przeszkodą okazała się mysz. Kot z Alicji w Krainie Czarów mógłby się przydać. Jednak życie to nie bajka.
Nigdy nie brałem, ani nie zamierzam brać PCP, ale kiedy człowiek zaczyna kolekcjonować dragi, to nie może przestać. PCP, które miałem w kieszeni miało być moją deską ratunku.
Dziewucha zaczęła piszczeć, jak każda kobieta na widok myszy. Mysz zaś zbliżała się powoli. Wystawiłem rękę z proszkiem, mając nadzieję, że nie odgryzie mi ręki. Sympatyczne zwierzątko okazało się być ciekawskim zwierzątkiem. Poniuchała proszek, a potem... A potem się zaczęło. Jeśli po PCP malutka chudzinka może wściekle walczyć z dziewięcioma policjantami, to nie zdziwiło mnie wcale, kiedy mysz zaczęła wygryzać tunel w betonowej ścianie.
Dziewucha nie mogła opanować strachu, więc musiałem wziąć ją mocno za rękę i prowadzić za myszą. Przez tunel. Na wolność. Przez ten cały czas słyszałem w głowie muzykę z The Great Escape.