Przeciwieństwa
***
Chłód wieczoru nie przeszkadzał im w niczym, a szum wokół, jaki zawsze pojawiał się w tej części miasta o tak późnej porze również nie stanowił problemu, gdy tak siedzieli na jednej spośród wielu ławek, a liście drzew cichutko szeleściły. Spotykali się już jakiś czas, czy to na spacerze, czy też w jakiejś kawiarni, klubie i za każdym razem poznawali się niemalże na nowo. Ona dowiadywała się coraz więcej o nim, choć nadal pozostawał tajemniczy i to momentami budziło jej niepokój, że albo coś ukrywa, albo po prostu nie chce się przed nią otworzyć. On z kolei także uzyskiwał więcej informacji na jej temat, ale kobieta, tak samo jak on, miała problem z tym by komuś tak bezwzględnie zaufać, albo po prostu nie chciała, gdyż sam nie był na tyle wylewny. Mimo tego, że często się sprzeczali i to najczęściej przez telefon, to później szybko umieli się porozumieć i spotkać ponownie. Tak jakby potrafili się odpychać po jednym, nawet w żarcie, źle dobranym słowie, które wywoływało spór, by później znów się przyciągnąć. Tak więc, tego ciepłego, letniego wieczoru, wybrali spacer, chyba jej ulubioną formę spotkań, jak Uszaty zdążył zauważyć, gdy ona trzymała głowę na jego ramieniu, a on czując jej delikatne perfumy, zastanawiał się, czy kiedyś zacznie mu bardziej na niej zależeć, czy jednak znów powtórzy się ta sama historia co zawsze.
-Przestań... - powiedziała Ruda, starając się by jej głos zabrzmiał stanowczo.
-Dlaczego mam przestać, skoro wiem, że to lubisz? - szepnął Uszaty, nadal delikatnie przygryzając płatek jej ucha.
-Właśnie, że nie, no daj już spokój - powtórzyła, jednak stanowczość, którą wcześniej próbowała wstawić w ton swoich słów, całkowicie zniknęła.
-I jeszcze będzie się przekomarzać, że nie, nieładnie kłamczuszku - zaśmiał się, tak krótko, szczerze.
Miał rację - Ruda doskonale o tym wiedziała. Jego dotyk, ciepły oddech na jej skórze działał jak magnes. Sama nie wiedziała co w nim takiego było, że mimo wszelkich zapewnień, że to bez sensu, bo w końcu często sprzeczali się o jakieś głupoty, wracała, jakoby mając nadzieję, iż z czasem powstanie coś większego. Tak więc i teraz przestała się bronić, by parę chwil później ich usta połączyły się w delikatnym pocałunku. Tylko wtedy znów przez jej głowę przetoczyła się myśl "skończona kretynko, to nie ma sensu, daruj sobie." Ale zaledwie ułamek sekundy później szybko ją wyrzuciła i nie żałowała tych paru minut, kiedy poczuła w końcu czyjąś bliskość, jakiej od tak długiego czasu jej brakowało.