Przeciwieństwa
Parę, bądź nawet paręnaście ulic dalej, Uszaty leniwie wstał z łóżka. Nie chciało mu się, miał za sobą ponad dwanaście godzin pracy, a ruch w restauracji poprzedniego dnia był naprawdę spory tak, że praktycznie nie miał nawet chwili wytchnienia. Wiedział jednak, że dzisiaj miał spotkać się z tą poznaną przypadkowo, kobietą. Popatrzył na swoją twarz w lustrze i pomyślał sobie, że tym razem nie może popełnić tych samych błędów co zawsze. Chociaż z drugiej strony minutę później pojawił się drugi on, który stwierdził, że przecież jak nie ta, to następna. W sumie, pewnie powinien skarcić się za takie myślenie, ale od dawna miał kłopot z kobietami. Wiedział, że coś je do niego przyciąga, ale nie potrafił żadnej przy sobie utrzymać. Miał pewne sekrety, zdawał sobie sprawę z tego, że potrafi być oschły i już nie jednej kobiecie złamał w taki czy inny sposób serce, ale co miał poradzić na to, że same do niego lgnęły? Ranił je, może częściowo to była jego wina, ale zwykle nie myślał o tym zbyt długo, bo i po co? Lepiej było zostawić za sobą przeszłość i żyć nadal tak jakby nic nigdy się nie stało, bo przecież jak coś już się skończyło to nie ma co wracać do tego pamięcią, a życie było według niego zbyt krótkie by analizować wszystkie wydarzenia.
***
Nieubłaganie zbliżała się godzina ich spotkania, a Ruda zaczęła naprawdę się denerwować. Właściwie sama nie wiedziała czym, w końcu zgodziła się, gdyby nie chciała, to nie jechała by właśnie tam, gdzie się umówili, ale nadal nie była do końca przekonana co do tego pomysłu. Tak, jakby w jej głowie odezwała się jakaś czerwona lampka sygnalizująca, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Jednak z drugiej strony, kobieta lubiła ryzykować. Może jedynie ta cecha jej osobowości sprawiła, że wzięła się w garść i po chwili nerwy stawały się coraz mniejsze. W końcu wiedziała, że musi zachowywać się naturalnie, jeśli nie chce go od razu sobą wystraszyć, a poza tym przecież nie zależało jej na nim jakoś bardzo, bo praktycznie go nie znała, tyle, ile zamienili ze sobą wiadomości, nic poza tym. Tak pogrążywszy się w myślach, nawet nie spostrzegła się, że już jest na miejscu. Gdy wyszła z tramwaju, on już na nią czekał. Poznała go od razu, więc pewnym krokiem podeszła bliżej.
-Cześć – przywitał ją Uszaty i wręczając jej białego goździka, jednego z jej ulubionych kwiatów dodał z nieco aroganckim, według Rudej, uśmiechem – to dla ciebie.
-Cześć i dziękuję – odpowiedziała lekko speszona kobieta i od razu zaczęła karcić się w myślach za tą chwilę nieśmiałości.
Parę minut później siedzieli już na ławce w pobliskim parku, popijając wziętą na wynos kawę. Uwielbiała jej zapach, ten napój mógł być dla niej jak woda, choć wiedziała, że tak często pić go jednak nie mogła. Rozmawiali o swoim życiu, zajęciach, ona opowiadała o uczelni, znajomych jakich do tej pory poznała studiując swój kierunek, o pasjach, jakie miała, on z kolei także opowiadał jej o swojej pracy i wiedziała, że do takich lekkich nie należy, zwłaszcza gdy ktoś jest na nogach cały dzień, a wypłata nie do końca jest proporcjonalna do włożonego wysiłku, o tym, co lubi, a czego nie. Tak mijała już któraś godzina, aż w końcu Ruda stwierdziła, że naprawdę musi iść, zwłaszcza, że następnego dnia czekało ją jakieś kolokwium – co prawda już się na nie uczyła, ale będąc przykładną studentką nie chciała niczego zawalić, więc wolała coś jeszcze powtórzyć. On odprowadził ją na jej przystanek, po czym udał się na swój, ale wiedział, że jeszcze nie raz się spotkają. Ta kobieta momentami doprowadzała go do szału, kiedy tak się z nim droczyła bądź nie bała się krytykować niektórych jego wad – jak chociażby to przeklęte palenie, które starał się rzucić, ale bezskutecznie, a jednocześnie coś w niej go przyciągało, a ten uśmiech jakim go powitała był po prostu czarujący. Z kolei kobieta, wracając na swoje mieszkanie, wiedziała, że każdy ma swoje zalety oraz wady i mimo że on miał tych drugich sporo, a niektóre z nich ciężko jej było tolerować, to starała się i tak znaleźć więcej pozytywnych stron. Mimo wszystko, wciąż była rozdarta i nie do końca przekonana czy dalsze spotkania mają sens. Rozmawiali całkiem sporo, lecz zdarzały się chwile milczenia, a ona jakby utwierdziła się w przekonaniu, że wbrew pozorom, to on dowiedział się więcej o jej życiu, kiedy sam podzielił się tylko drobnymi informacjami. "No nic, co ma być to będzie" - ostatecznie stwierdziła w myślach i postanowiła póki co się tym nie przejmować. Nie wiedziała jednak, że już wkrótce jej telefon znów się odezwie, a sama niesiona nie wiadomo czym, ponownie zgodzi się na spotkanie.