Prolog: Kiedy biały dzwon zadzwoni.
~*~
Kraina Tysiąca łez. Piękne miejsce, gdzie płaczące góry o każdej porze roku zmieniają kolory, gdy na dole ciągle trwa lato. Wodospady, które spadają z gór, tworzą chmury, przynoszące deszcze mieszkańcom Krainy tysiąca łez. Woda podczas opadania tworzy taki kształt, który parując wygląda jak strużka spływającej po twarzy łzy.
W krainie tej rosną dziewicze lasy, szczyty gór Gatu pokryte są wieczną zmarzliną. Dzikie zwierzęta od lat żyją w zgodzie z mieszkańcami, którzy dbają o roślinność jak i o ziemię, którą uprawiają. Ich żywiołem jest ziemia, którą kochają swoim nieskażonym od mroku sercem…
Lud Togaran, bo tak ich nazywają mieszkańcy innych krajów, to pokojowo nastawieni ludzie. Nie lubią wojen, rozlewu krwi. Są prawi i zawsze przestrzegają kodeksów i wyznaczonych dekretów. Ale to właśnie w tej krainie, młoda Togaranka Luna złamała jeden z nich, który gwarantował zawarty trzysta lat temu pokój z mroczną krainą….
- Luna! Choć prędko! - krzyczała kobieta.
- Co się stało matko? - Na twarzy dziewczyny malował się uśmiech. Zastanawiała się, jakie świeże plotki jej matka przyniosła tym razem. Młoda, o delikatnej urodzie, Luna. Nad jej prawym uchem wisiało kilka splecionych warkoczyków, które kołysały się na ciepłym wietrze.
- Nie wiesz, jakie wieści niosę z miasta! W smoczym królestwie wielka radość! Młody książę pojął za żonę swojego druha walki oraz długoletnią przyjaciółkę. - powiedziała kobieta poprawiając zakupy, które miała w koszu. Luna stała jak sparaliżowana. Czy to prawda, że mężczyzna, którego kochała, właśnie zdradził jej uczucia i to, co jej obiecał? Ale jak to? Jak mógł? Nie potrafiła tego zrozumieć. - Luna, wszystko w porządku?
- Tak…. Tak myślę…. - wyszeptała. Za wszelką cenę próbowała pohamować płacz, ale łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Starsza kobieta od razu zaczęła bombardować dziewczynę pytaniami.
- Nie mów mi, że to właśnie z nim się spotykałaś w zakazanym lesie?!- Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Po drugiej stronie piaszczystej drogi stała starsza babinka, znachorka. Pielęgnowała swój przydomowy ogródek, gdy nagle skupiła swoją uwagę na matce i córce. Bardzo intensywnie przyglądała się dziewczynie. Matka złapała ją za ramię i pociągnęła do domu – Idziemy!
- Mamo! Przestań! To boli!
- Nie będę patrzeć, jak ta stara baba się gapi jak ty płaczesz! - Warknęła.