Pozytywne myślenie
Rodion uśmiechnął się do swoich myśli. Sekretarz najwyraźniej potraktował to jako aprobatę jego oratorskich walorów, bo postanowił teraz naświetlić pewne szczegóły, które „być może nie są niezbędne i nieodzowne w naszych negocjacjach, nie będących jeszcze na pożądanym nad wyraz przez pana Gattasa etapie składania podpisów, ale pomóc mogą w doskonalszym wzajemnym zrozumieniu.” Rodion zaczął się zastanawiać, na ile niewyczerpywalne są zapasy jego cierpliwości.
* * *
Kilka godzin później, znów obserwując białe piramidy na horyzoncie, Rodion Aleksandrowicz odnajdował powoli spokój ducha. Teraz, kiedy uwolnił się na jakiś czas od obowiązku wysłuchiwania sekretarza, mógł stwierdzić, że ta podróż w interesach, ma mimo wszystko sporo dobrych stron. Choćby góry lodowe. Jakoś do tej pory nie przyszło mu do głowy wybierać się w region świata, gdzie ich zwaliste cielska osuwały się w wodę, żeby rozpocząć niezwykle powolną, majestatyczną podróż. Był to wystarczająco fascynujący widok, żeby uznać ten rejs za udany. Nawet, jeśli negocjacje nie zakończą się pozytywnie, pozostanie mu to wspomnienie niezauważalnego, ale znaczącego ruchu. Senności i zagrożenia. Kruchości oraz potęgi. Metalowy odgłos kroków kazał mu odwrócić głowę w stronę schodów prowadzących na niższy pokład. Pojawił się na nich steward z nieodłączną tacą. Dolał nieco herbaty do pustej już filiżanki.
- Życzy pan sobie czegoś jeszcze?- spytał.
- Odrobina dobrze zmrożonej stolicznej byłaby tu jak najbardziej na miejscu. Nie sądzisz?
- Oczywiście proszę pana. Zaraz służę- steward oddalił się idealnie wyćwiczonym krokiem, ani nazbyt nerwowym, ani nazbyt leniwym. Kiedy znalazł się przy schodach doszedł do niego głos Rodiona.
- Weź całą flaszkę i nie zapomnij o drugim kieliszku!
Steward, kiedy już opanował, po wypiciu trzech kieliszków, niepokój o swoją posadę, okazał się całkiem rozmowny. Rodion sporo dowiedział się o jego rodzinie, farmie jego rodziców zagubionej gdzieś pośrodku Ameryki, na którą miał zamiar wrócić, dorobiwszy się fortuny i własnego stewarda.
- Często masz kontakt z Europejczykami?
- Prawdę mówiąc, niewielki, właściwie to... pan jest pierwszy.
- I co sądzisz?
- Ja...- steward najwyraźniej wahał się, czy powiedzenie prawdy tak ważnemu gościowi, spowoduje natychmiastową utratę posady, a co za tym idzie, także marzeń o wielkim powrocie w rodzinne strony.
- Daj spokój chłopie! U nas jest taki zwyczaj, że kiedy popijasz z kimś wódeczkę, to gadasz z nim, jak z księdzem na spowiedzi. Więc przestań się jąkać i nalej kolejkę.- Steward posłusznie napełnił kieliszki. W butelce nie zostało więcej niż jedna czwarta zawartości. Rodion wychylił swój kieliszek i znacząco popatrzył na stewarda. Ów, chociaż uważał za niesprawiedliwe picie w równym tempie, zważywszy, że Rodion był niemal dwukrotnie większy od niego, nie ośmielił się z tego samego powodu odstąpić od zasad narzuconych przez rosyjskiego niedźwiedzia.
- Pytał pan co sądzę?- steward postanowił się zrewanżować – sądzę to , co wszyscy. Że to dziwacy, co siedzą na wulkanie. Cieszą się rewelacyjnym widokiem i nie wiedzą, ze to wszystko lada moment wyleci w powietrze.
- A więc uważasz nas za głupców?
- Powtarzam tylko co mówią.
- To niezbyt pozytywna ocena. Ale też niczego innego się nie spodziewałem. Nie widziałeś flotylli latających dywanów zmierzających majestatycznie w stronę zachodzącego słońca, nie spacerowałeś po tęczy rozpiętej od brzegu do brzegu rzeki, więc musze ci wybaczyć. To musi być smutne żyć w kraju, gdzie ludzie wierzą tylko w to, czego mogą dotknąć...