post mortem
“Nigdy tego nie zmyję” - pomyślała z rozpaczą. Pochyliła głowę tak, by stykała się z kolanami, po których wypłynęły świeże łzy.
Było całkiem inaczej. Niby było lepiej, bo teraz Wiktoria miała nie jedną, lecz kilka sukienek i to wcale nie brzydkich; nie pamiętała, kiedy ostatnio odczuwała głód; dodatkowo matka oznajmiła, że niedługo przeprowadzą się w lepsze miejsce i nie będą musiały już z nikim dzielić izby.
Ale z drugiej strony było gorzej. Wiktoria czuła, że stało się coś strasznego, ale nie wiedziała co. Od tamtego dnia, w którym zobaczyła mamę pierwszy raz w towarzystwie obcego pana, minęło już kilka tygodni, ale nie umiała tego widoku wymazać z pamięci. Zawsze, gdy zasypiała, miała przed oczami mamę z szeroko rozwartymi, przerażonymi oczami i twarzą oblaną rumieńcem. Potem zdarzało się jeszcze kilkakrotnie zobaczyć innych panów wychodzących z prywatnego pokoju, ale wtedy już matka się nie mieszała i nie było śladu po tamtym rumieńcu.
Dla Wiktorii matka była teraz inną osobą. Ta zaczęła się w końcu uśmiechać, na co Wiktoria długo czekała, ale zawsze jakiś dziwny cień przesłaniał te uśmiechy. Wiktoria nie umiała odebrać tego uśmiechu jako szczerego. Korciło ją, by zapytać mamę, co się dzieje, ale intuicja jej podpowiadała, że chyba tak naprawdę nie chce tego wiedzieć, więc nie pytała. Tak samo w chwilach, gdy z pokoju prywatnego dochodziły do niej dźwięki zdecydowanie nie przypominające muzyki z fonografu - stwierdziła, że nie będzie o nic pytać.
Ale pewnego dnia, gdy zauważyła dziwne kolorowe plamy wokół oczu matki, już nie wytrzymała. Takie same plany pojawiały jej się na nogach, gdy się przewróciła bawiąc się na podwórku i wiedziała, że mamie coś musiało się stać.
- Mamo, co ci się stało na oku? - zapytała Wiktoria przyglądając się badawczo siniakom.
- To nic - uśmiechnęła się sztucznie Anna. - Przewróciłam się.
- Na oczy?
Wiktoria zauważyła, że matka składa ubrania niedokładnie i szybko, pojawił się też na jej twarzy dawno nie widziany rumieniec.
- Przewróciłam się na schodach i uderzyłam w poręcz - skłamała Anna. - Nie martw się, niedługo zejdzie.
Wiktoria czuła, że matka znów ją okłamuje, ale już o nic nie zapytała. Potem jeszcze wielokrotnie widziała te same plamy na twarzy matki, i nie tylko na twarzy. Kiedyś wnosząc drewno do izby, przypadkiem zobaczyła matkę w bieliźnie, bo akurat wtedy zmieniała suknię. Zauważyła wtedy plamy na prawie całym ciele mamy, a najwięcej miała ich na nogach. Plamy miały chyba wszystkie kolory, jakie Wiktoria w życiu widziała. Ten widok ją zabolał i pomyślała, że musi pomóc mamie, ale równie szybko zaniechała tego pomysłu. Wiedziała, że matka ją znowu okłamie, więc nie widziała sensu w pytaniu o cokolwiek.
Toteż nie pytała, gdy zauważyła ropiejące wrzody wokół ust i dziwne blado różowe krostki na ramionach matki. Z czasem mama miała też coraz mniej włosów - wypadały jej garściami. Mała Wiktoria w końcu się tak zaniepokoiła, że mimo wszystko znowu zaczęła pytać o samopoczucie, a matka nie krępując się kompletnie odpowiadała, że wszystko jest w porządku i że to przejściowe.
Dopiero gdy gorączka przykuła mamę do łóżka, powiedziała do Wiktorii w końcu szczerze:
- Córeczko, nie jest ze mną dobrze. Poszukaj lekarza, moje drogie dziecko. - matka ścisnęła mocno jej malutką rączkę i zabłyszczały łzy w jej obu oczach. Wiktoria przytaknęła gwałtownie głową i chlipiąc wybiegła natychmiast z sieni.